Pasażer
powieść obyczajowa , proza obca / 19 lipca 2023

Cormac McCarthy  Pasażer Przełożył Robert Sudół Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Wielka składanka Przeczytaliście już „Stellę Maris”? Niedawno? Czyli jesteście nie tylko gotowi na lekturę „Pasażera” – jesteście przygotowani do lektury „Pasażera”. Różnica między „gotowy” a „przygotowany” jest chyba jasna… Ale dla pewności napomknę, że gotowy to tyle, co ostrzeżony emocjonalnie, a przygotowany – wyposażony w narzędzia intelektualne, umożliwiające czytanie ze zrozumieniem. Więc rozumiecie, że to nie to samo… Gdy dobiegliście do końca „Stelli Maris”, poczuliście coś w rodzaju rozczarowania, nieprawdaż? Bo to się satysfakcjonująco nie kończy. Znaczy – w ogóle się nie kończy. Znaczy – kończy, ale jakoś tak byle jak. Nie do przyjęcia. Alicia Western – pacjentka, matematyczka, skrzypaczka, schizofreniczka, anorektyczka – znika. Na własnych warunkach – do końca tej narracji, cały czas jest pytaniem i zarazem odpowiedzią. Oraz zapowiedzią. Czego? Bo na pewno nie akcji – jeśli to w ogóle można nazwać akcją w klasycznym rozumieniu. Narracja (w sensie umiarkowanym, bez entuzjazmu) Alicii Western w „Stelli…” jest teraz (gdy zaczynacie lekturę „Pasażera”) raczej zapowiedzią innej historii, opisanej w innej książce. I ten fakt nadaje dodatkowych znaczeń słowu „komplementarność”. Zamysł McCarthy’ego wydaje się dość przewrotny, nieoczywisty i nawet zgoła łobuzerski – napisać (bez napomknienia,…

Stella Maris
proza obca / 13 lipca 2023

Cormac McCarthy  Stella Maris Przełożył Robert Sudół Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Pacjentka Zero Ameryka Północna od kilku dekad czeka (no może nie cała czeka – ale krytycy literaccy w sile co najmniej dywizji, całe środowisko uniwersyteckich badaczy literatury oraz wykładowców sztuki pisania prozą – z tego też będzie dywizja albo raczej korpus – no i na dokładkę watahy pospolitego ruszenia czytelników, a tych już się liczy milionami…) niecierpliwie na tak zwaną Wielką Powieść Amerykańską. Po Fitzgeraldzie, po Steinbecku, po Faulknerze, po Salingerze, po Capote’em (a nawet po Hemingway’u – niech wam będzie…) zrobiła się „cóś taka pustka”, a samo zjawisko „Wielkiej Amerykańskiej Powieści” jęło przypominać znaną z astrofizyki tzw. czarną dziurę, czyli byt grawitacyjnie absolutnie doskonały, funkcjonujący absolutnie jednokierunkowo, pochłaniający absolutnie wszelkie postacie materii i energii z taką siłą, że jakakolwiek ucieczka czegokolwiek z jej wnętrza jest absolutnie niemożliwa; czarna dziura wszystko żre, niczego nie wydala, niczego nie odbija. I nie wiadomo właściwie, co się z nią stanie… Absolutnie. Wielka Powieść Amerykańska ma tak samo – gdy coś jaśniejszego zbliży się do jej horyzontu zdarzeń, nagle to coś przyspiesza, poczem znika bezpowrotnie i bezlitośnie. Nawet nie wiemy, czy kandydatka po drodze rozpada się na osobne…