Maria Peszek Naku*wiam zen Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2022 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Kreski i kropki w dialogu Zen – czym jest dokładnie, trudno powiedzieć. Po dokonaniu pewnej aproksymacji „w rozumie” można dojść do wniosku, że to sui generis praktyka (i trochę teorii…) medytacji, czyli w gruncie rzeczy doprowadzanie się do stanu umysłowego, który można zdefiniować – nie wiem. A więc filozofijka wątpliwości, manifest metaforycznych paradoksów, królestwo oksymoronów… Ergo: pusty łeb – wyzwolony i doskonale oczyszczony z wszelakiego kłębowiska myśli, przepływająca między uszami uporządkowana (w sensie ściśle galaktycznym – a jak kto chce, nawet transcendentalnym), homogeniczna struga NICZEGO, dająca poczucie jedności z kosmosem. Cisza, spokój, bezruch… Więc czy można praktykować zen na pełnej kurwie? Znaczy nakurwiać? Z pasją? Czekając na starość? Przekonajmy się… Bohater tej opowieści nakurwia zen (cokolwiek to jest, bo przecież nie tylko ćwiczenia) jak rytuał somatyczno-rehabilitacyjny i wierzy, że to sprawia, iż pozostaje w umysłowej sprawności, choć czuje, że mu ciało nie nadąża. To go wkurwia. I mniema, że to żałosne. Pozwolę sobie w tym miejscu zauważyć, że gówno prawda – ta starość, która tak mierzi aktora, to poszerzenie perspektywy, to tylko ewolucja – nowe, nieco odmienione zbalansowanie równowagi między rozumem a wkurwieniem: więcej pierwszego, drugiego mniej….