Jak wychować zająca

22 października 2025

Chloe Dalton 
Jak wychować zająca
Przełożył Tomasz Bieroń
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025

Rekomendacja: 5/7
Ocena okładki: 4/5

Podaj rączkę zajączkowi…

Szarak… Zając europejski (Lepus europaeus, sklasyfikowany przez Linneusza w 1758 roku, który nazwał zwierzaka Lepus timidus…). Ssak średniej wielkości (ale blisko dolnej granicy tej średniości), lądowy, rozpowszechniony w zasadzie na wszystkich kontynentach, poza Antarktydą naturalnie – z tym, że w Ameryce Południowej i w Australii pojawiał się sporadycznie, na krótko i raczej zawleczony przez człowieka. Zidentyfikowano i wyodrębniono 35 podgatunków zająca (oraz pewnie z dziesięć rodzajów tzw. kopalnych, czyli wymarłych przed tysiącleciami…). Jaki jest zając – każdy wie. Bo każdy widział zająca raz czy dwa – na polu albo w chaszczach, kicającego majestatycznie, nasłuchującego czy pędzącego przed siebie jak pocisk z ergiepepanca. Wrażenia estetyczne przy oglądaniu i podglądaniu zajęcy – to najwyższa klasa.

Zwierz to pospolity, żyjący w stanie dzikim, aczkolwiek zagrożony – populacja stale maleje; aktualnie w Polsce szacuje się ją na jakieś pół miliona osobników (niedawno było ponad trzy miliony; nadwyżkę zajęcy odławialiśmy i… eksportowaliśmy do krajów, które miały deficyt zajęczy i decydowały się na reintrodukcję…). Główni wrogowie zająca to człowiek i lis. Ten pierwszy – bo unowocześnia technologie uprawy roślin, odbierając zającom ich naturalne środowisko i zaburzając tryb życia. Ten drugi – bo (za sprawą człowieka, niestety) intensywnie szczepiony przeciw wściekliźnie, stale zwiększa populację – a czymś żywić się musi. Gospodarcze znaczenie szaraka jest niewielkie, choć to zwierzyna łowna (poluje się na nie od 1 listopada do 31 grudnia); mięso ma smaczne, zdatne na tradycyjny pasztet; a futerko jest dobre jako naturalny ocieplacz. W zasadzie, ze względu na drastyczny spadek liczebności pogłowia, polowań powinno się zakazać – i to na lata, jeśli nie w ogóle…

I to wyczerpuje kwestię zająca, chociaż jego obecności w kulturze – nie. Ale to temat na zupełnie inne opowiadanie. Natomiast całkiem osobnym problemem jest bliskie spotkanie trzeciego stopnia (znaczy z kontaktem fizycznym) człowieka z żywym, dzikim zającem w naturze, czyli tam, gdzie zwykł on bywać, a gdzie człowiek zagląda inwazyjnie – jak to człowiek zwykł był czynić: bezceremonialnie i z poczuciem wyższości… Zająca dostrzec i oglądać w jego naturalnym środowisku – żaden to problem – chociaż ostatnio taki fart przytrafia się rzadziej. Zajęcy jest, jak już wspomniałem, mało… Ale gdy się już takowego spotka, to i obejrzeć da się. Lecz tylko na dystans – i to spory. Z bliska (nie wspominając już o dotknięciu) – praktycznie niemożliwe. Bo zając ma osobliwą (z naszego, ludzkiego punktu widzenia) strategię habitualną i modus vivendi. Przeciw zagrożeniom (a człowiek jest zagrożeniem – nie mniejszym niż polne drapieżniki i ptaszyska) ma doskonały słuch, niezły węch i wyspecjalizowaną budowę anatomiczną, umożliwiającą nadzwyczaj szybkie oddalanie się z miejsca zagrożenia. Nieproporcjonalnie wielkie i umięśnione tylne łapy (w gwarze myśliwskiej zwane skokami) pozwalają zającom rozwijać prędkości i przebiegać dystanse niedostępne dla większości ich naturalnych wrogów. Ale jeśli umiejętności przemieszczania się nie zdadzą się na nic, zając ma w zanadrzu drugi element swej życiowej strategii – umiejętność znikania z pola widzenia, maskowania się, mimetyzmu. Kamuflującego się zająca można minąć na drodze czy polu dosłownie o kilka centymetrów i nic nie zauważyć…

Ale na drodze Chloe Dalton powstała się sytuacja ekstremalna, gdy ochronne strategie zająca zawiodły – może dlatego, że zwierzak miał za sobą niewiele więcej niż 24 godziny życia i wszystkie instynktowne narzędzia obrony jeszcze się mu nie wykształciły. Natomiast Chloe miała zapewne rozwinięty instynkt opiekuńczy, nakazujący zaopiekować się słabym i bezradnym – czasem nawet wbrew jego woli i wbrew okolicznościom przyrody… Wbrew rozumowi i fachowemu doświadczeniu, zalecającemu unikanie ingerencji w świat dzikich zwierząt. Chloe po prostu zabrała zajęcze niemowlę ze ścieżki, z zamiarem zachowania go przy życiu, nie zastanawiając się głębiej nad konsekwencjami – bliskimi oraz dalekosiężnymi – takiego postępku.

Pani Dalton, ceniona urzędniczka parlamentarna, a obecnie wybitna ekspertka brytyjskiego Foreign Office, analityczka i autorka publicznych wystąpień polityków, pomieszkiwała wówczas między Londynem i resztą świata, a… XVIII-wieczną stodołą-owczarnią gdzieś wśród pól i lasów na angielskiej wsi; niegdyś była to dyspozytornia wełnisto-mięsnej hodowli na rodzinnej farmie, ale Chloe przebudowała obiekt na wygodną wiejską rezydencję – na wypadek, gdyby nużył ją Londyn. No i tak się (prawie, prawie…) złożyło – pandemia Covid-19 uwięziła ją w wiejskiej samotni. Na szczęście charakter jej zajęć zarobkowych pozwalał na całkowite i długotrwałe przejście w tryb online, bez konieczności bywania w labiryntach Whitehallu na King Charles Street. Pandemiczna niewola z kolei wpłynęła na powiększenie determinacji Chloe w kwestii zajączka – miała teraz czas i sposobność, by spontaniczny, mało przemyślany akt „dozwierzęcego” miłosierdzia przekuć w akcję mającą biologiczne podstawy naukowe i widoki powodzenia.

Zabrała się do roboty – a po praktyce w Izbie Gmin i ministerium spraw zagranicznych wiedziała, co i jak. Oczywiście nie w kwestii zająca w sensie ścisłym – tego do końca nie wiedzieli nawet rozpytywani specjaliści zoologiczni i od zwierzęcego behawioru. Chodzi o uporządkowaną wiedzę metodologiczną – jak postępować wobec dylematów trudnych i zgoła niemożliwych – niezależnie od tego, czy chodzi o wychowanie zająca w warunkach domowych, czy o ekstremalne negocjacje z bojówkarzami Huti. Zasady z grubsza są takie same. Toteż pani Dalton przeorała złoża internetu, przekopała się przez zasoby brytyjskich bibliotek, przepytała wszystkich dostępnych fachowców i uczestników podobnych akcji. Ujawniło się niezbicie, iż porwała się na rzecz prawie niewykonalną, choć nie była ani pierwsza, ani jedyna.

Ale jej się udało… Jako to zrobiła? Ani słowa więcej – sami sobie przeczytacie, a ja nie chcę nikogo pozbawiać przyjemności, płynących z dziewiczej lektury tej fascynującej książki. W każdym razie jej obcowanie z dziczyzną, w połączeniu z iście angielską umiejętnością zamiany akcji na słowa, sprawiło, że ta akurat opowieść, aczkolwiek niepoprawna z przyrodniczego punktu widzenia, ma wszelkie szanse zdobyć serca gawiedzi takiej jak ja… Jaki bowiem jest efekt uboczny tej ekologicznej niesubordynacji? Najpiękniejsza książka sezonu '2025. Na pewno…

Chloe Dalton – poza tym, iż utrzymała zajączka przy życiu – umiała pięknie opowiedzieć swoją historię. Nie jest artystką, człowiekiem pióra, ani nawet dziennikarką. Na szczęście jej zawodowe doświadczenie eksperckie wdrożyło ją z jednej strony do swobodnego posługiwania się słowem, z drugiej zaś strony – ową swobodę ograniczyła do ram niezbędnych dyscyplina ontologiczna: czyli nic ponad to, co w zamyśle słowo miało znaczyć. Innymi słowy: prostota i zarazem uroda bogatego wokabularza, ale bez nadużyć, tak kuszących nieokiełznanych grafomanów. A zgrabne formułowanie narracji wydaje się przychodzić jej bez trudu. Jak na amatorkę – spisała się doskonale. Oczywiście można sobie zadać pytanie – na ile sam temat i wewnętrzna potrzeba uczciwego, przekonującego opowiedzenia wyzwoliły w niej nieoczekiwane pokłady pisarskiego talentu. Innymi słowy: czy to nie jest jednorazowa erupcja geniuszu, która się już nigdy nie powtórzy. Ale jeśli nawet tak jest, to siła i niewymuszone piękno tego tekstu wystarczą Chloe Dalton na laur wiecznej chwały.

A poza wszystkim to pochwała mocy natury, hymn na cześć przyrody, dzikiego piękna oraz nieingerencji. Chloe, łamiąc mniej lub bardziej świadomie tę ostatnią zasadę, całą perswazyjną moc swego tekstu wkłada w przekonanie czytelników do nie-naśladownictwa. Nawołuje do odpowiedzialności wobec natury i cieszy się jej pięknem ocalonym. Zaprawdę – chce się żyć. Mówię to bez cynicznych uśmieszków . Zwykły zając – któżby pomyślał…

Tomasz Sas
(22 10 2025)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *