Krawiec

21 lipca 2025

Vincent V. Severski 
Krawiec
Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2025

Rekomendacja: 4/7
Ocena okładki: 3/5

Tęcza i nożyce…

Wraz z wzięciem do ręki „Krawca” poszukiwania stosownej lektury na urlop – trzymającej w napięciu, z dobrze skonstruowaną intrygą, a zarazem lekkiej jak piórko i fascynującej, mimo klimatu mrocznego a gęstego – możecie uznać za zakończone. Severski bowiem nie zawodzi; kupujcie go w ciemno – stawiam w zakład swoją reputację (cokolwiek jeszcze takowej mam…). Jest tylko jeden problem: dla nieprzygotowanych debiutantów i innych żółtodziobów może to być lektura trudna, wymagająca i wyzywająca (nie w sensie epitetów lecz stawianych wymagań). Severski jest bowiem seryjnym. Nie, nie zabójcą – seryjnym pisarzem, nosicielem (ale nie w sensie, że zaraźliwym…) i wytwórcą fabularnych tajemnic, przekraczających rozmiary pojedynczej książki. Thrillery szpiegowskie i awantury inwigilacyjne tylko wtedy są coś warte, gdy mają jakieś początki, czyli prequele, oraz nasze ulubione ciągi dalsze, zwane sequelami. Robota wywiadowcza nie ustaje nigdy – i literatura też nie powinna. Severski zaś należy do elitarnego grona piszących seryjnych, którzy swe pierwsze tomy piszą dla zainteresowanych amatorów ciekawej lektury, natomiast ciągi dalsze – już dla przyjaciół…

W strukturze twórczości Severskiego „Krawiec” zajmuje miejsce szczególne. Formalnie jest to prequel czterotomowej serii „Sekcja” („Zakręt”, „Odwet”, „Nabór”, „Dystopia”), bowiem pojawiają się w tym tekście postacie odgrywające jakieś role chronologicznie wcześniejsze niż w samej „Sekcji”. Znawcy dzieła Severskiego odnajdą też w „Krawcu” pewne odniesienia do „Placu Senackiego 6 PM” – raczej z kolei sequelowe niż inne. A poza tym… Warto zwrócić uwagę na frekwencję słowa „krawiec” w tytułach powieści Johna le Carre. Szlachetna ta profesja rzemieślnicza pojawia się dwukrotnie: najpierw w „Druciarzu, krawcu, żołnierzu, szpiegu” (1974), a potem w „Krawcu z Panamy” (1996). Przypadek zapewne? Nie sądzę – takich przypadków nie ma. Severski nie bez powodu podczepia się pod legendę angielskiego mistrza szpiegowskiego thrillera. Coś w tych krawcach zatem jest.

Ale co? Czy jest w tym fachu jakaś legendarna niezwykłość, tajemnica mistyczna, wiedza tajemna i zaprzysiężona – jak u średniowiecznych wolnych murarzy (którzy wyewoluowali w masonów)? Czy przeciwnie – tylko otwarty kult profesjonalizmu, rzemiosła na wyżynach niemal artystycznych, wyobraźni, dobrego smaku tudzież fantazji (w granicach zdrowego rozsądku…)? Nie wiem. Może jedno i drugie? W każdym razie szlachetne krawiectwo musi jakoś kojarzyć się z rzemiosłem szpiegowskim – może jako dobra przykrywka? A może krawiec jest metaforycznym symbolem tajnej służby? Niezwykłością w zwykłości? Nie wiem. Ale pamiętam, że gdy w thrillerze sensacyjnym odnajduję pospolite przecież skądinąd słówko „krawiec”, mogę spodziewać się rzeczy i zdarzeń nietypowych, tajemniczych i zgoła awanturniczych. Tak to działa – nie używa się bowiem słów ważnych nadaremno…

U Severskiego krawiec to ruski generał z post-KGB – Grigorij Aleksandrowicz Portnoy. Imię i otczestwo być może prawdziwe, może nie… A nazwisko to po prostu lekko zanglicyzowana forma słówka krawiec właśnie – po rosyjsku portnoj (mużskij portnoj, on-że madam i pszerupki – pamiętacie, z czego to cytat?). W każdym razie jako Portnoya – wyjątkowo groźnego i dobrze usytuowanego agenta Rosji znają go (i mają w ewidencji) służby brytyjskie, usiłujące rozpracować i neutralizować gagatka od trzydziestu lat… Rok mamy 2003 – jesteśmy już w NATO (od 1999 roku), ale w Unii jeszcze nie. Sojusznicy na razie nam do końca nie ufają – ba, usiłują na własną rękę i dyskretnie (zwłaszcza Brytyjczycy z MI6…) zorientować się, jakie są rozmiary rosyjskiej penetracji w naszej przestrzeni publicznej i polityce bieżącej. A do tego jeszcze Rzeczpospolita akurat wtedy ochoczo wchodzi do koalicji antysaddamowskiej, więc nasze tajne służby szykują się do wojny z Irakiem, wobec czego wszyscy z wywiadowczo-kontrwywiadowczej i wojskowej wierchuszki bardzo są tym (jako to zwyczajnie nieostrzelani nowicjusze, którzy chcą się korzystnie zaprezentować w towarzystwie) zaaferowani i zaabsorbowani. W tym ogólnym rozgardiaszu kompetencyjnym o mało co nie przegapiono piętnastominutowej wizyty fachowego ruskiego kuriera tajnych służb w warszawskim wieżowcu, gdzie akurat wynajmowała lokum dziewczyna, zatrudniona w prywatnym domu premiera jako opiekunka do dziecka. Przypadek? Nie ma takich przypadków – wbijcie to sobie do głowy… Całe szczęście, że ktoś to odnotował i jakiś niewielki zasób osobowy agencji wywiadu można było skierować do rozpracowania.

Jednocześnie w adriatyckim porcie Budva (należącym aktualnie do Republiki Czarnogóry) zacumował superjacht „Rainbow” niejakiego Aleksandra Giermana – ruskiego oligarchy (branża metali ziem rzadkich; jakoś ostatnio te kwestie znów aktualne, nieprawdaż?). Ze zrozumiałych względów MI6 wzięło go pod obserwację, bo tam, gdzie pojawiają się ruscy bogacze, zwłaszcza ci o nieuregulowanym stosunku do wzbierającego w siłę (wówczas…) reżimu Putina, można się spodziewać kłopotów. A to wybuch jakiś głośny się zdarzy, a to cichy strzał z tłumikiem… Zaś republika Montenegro dawno już przestała być operetkową krainą; na jej miejscu wyrosło regularne i porządne państewko mafijne w stylu bałkańskim (od 2006 roku, kiedy to oddzieliło się od republiki federacyjnej Serbii i Czarnogóry, tym samym zlikwidowanej), które trzeba fachowo inwigilować, w trosce o bezpieczeństwo okolicy….

Jak i kiedy oba wątki się połączą – zdradzać nie będziemy – wiąże nas umowa antyspojlerowa. Ale jednego można się spodziewać po Severskim: podczas lektury zero znudzenia, sto procent niespodzianek. Dlatego trzeba uważnie pilnować biegu wątków, bowiem każde zdanie jest ważne, każdy akapit przesuwa akcję, a co drugi rozdzialik zmienia perspektywę. Dajcie się ponieść Severskiemu, ale nie traćcie równowagi i punktów podparcia. Sam poczułem się kilka razy, jakbym znalazł się w Budvie na wakacjach – co z Severskim nie jest trudne, albowiem wydaje się, że skurczybyk lubi się powłóczyć po zaułkach , zjeść to i owo, a i wypić kapeńkę lokalnych specjałów; przeto towarzyszyć jego bohaterom to czysta przyjemność. Nie dajcie się jednak zwieść sielance – pod lakierowanymi okładkami folderów kłębi się nieustająca gra o życie, o sukces, o wydymanie wroga. W tej grze o powodzeniu nie decyduje wyższość idei, ani to, czy moja racja jest najmojsza. Decyduje profesjonalizm, brak emocji i uporczywy trening.

W tych zaś kwestiach Severski jest nieubłaganie perfekcyjny, posługując się z równą wprawą inteligencją, intuicją i dowolną bronią cichego świata – karabinem snajperskim, pistoletem i nożami rozmaitej proweniencji. Spluwy strzelają, majchry rżną, bomby robią bum – wszystko zgodnie ze sztuką służby i regulaminowo. Severski trzyma się zasad i nie mnoży bytów ponad potrzebę. Przynajmniej w wątku czarnogórskim. Bo wątek polski jest znacznie bardziej rozlazły – ale, jak przypuszczam, może to po prostu odwzorowywać ówczesny stan krajowych służb bezpieczeństwa wewnętrznego i wywiadu zewnętrznego. Takie one były – rozlazłe – te służby, a ich generalicja nie należała do czołówki intelektualnej ani profesjonalnej.

Najdoświadczeńsi wodzowie mieli wtedy najwięcej po piętnaście lat stażu, a do służb przyszli prosto z drugiego szeregu antykomunistycznej konspiry, gdzie bywali tajnymi drukarzami, jakimiś kurierami czy ochroniarzami-entuzjastami, pełnymi dobrej woli, ale nie zawodowstwa. Na szczęście mogli polegać na profesjonalistach średniego szczebla, ocalałych po szaleństwach weryfikatorów-paranoików i wdrożonych do służby, której wymogi skądinąd były niezależne od ideologicznych etykietek… No i zaczęli szkolić młody narybek, odławiany z masy romantycznych zapaleńców, pomieszanych z cynicznymi natrętami. W „Krawcu” mamy prequelowy, wręcz modelowy wątek o młodzieży w wywiadzie, z którego na szczęście wynika, iż ideologiczny zamęt ustrojowych zmian, choć uszkodził wiele struktur i wiele spowodował strat w zasobach ludzkich, nie naruszył zasad fundamentalnych cichej służby. Na tym poziomie wszystko idzie jak zwykle – ludzie może są nowi, ale zasady – nie…

Na szczęście Severski nie ma skłonności do idealizacji (a jeśli ma, to doprawdy niewielkie). Zawsze można liczyć na jego fachowy ogląd rzeczy samej (czyli tak zwanego sedna) – z satysfakcją, bowiem jego kwalifikacje literackie dorównują tym profesjonalnym. W tej sytuacji nie ma się co dziwić, iż fabularna kreacja Krawca jest majstersztykiem. Severski zlepił Portnoya z licznej gromadki średnio-wyższego szczebla kadrowych oficerów KGB. Wycofanych już z bieżącej roboty agenturalnej w terenie i awansowanych na Łubiankę lub do Jasieniewa. Nie pełniących funkcji kierowniczych w zarządach i wydziałach – ale za to czynnych jako kontrolerzy, inspektorzy, nadzorcy, szkoleniowcy, doradcy, analitycy, szefowie projektów i programów, posłańcy i wtyki tu i ówdzie… Figura „księcia szpiegów” to nie fantazja. Znajdziesz takich w całym świecie, tylko trzeba wiedzieć, gdzie szukać. I kogo… Ergo: trzeba być takim samym profesjonałem jak oni. I – jak oni – nie odpuszczać.

Mamy wojnę na granicy – w tej sytuacji lektura Severskiego nie jest tylko zajęciem czysto rozrywkowym. To w swoim rodzaju medykament intelektualny, który należy aplikować jak szczepionkę – z zaufaniem i przekonaniem – by za rok, dwa, pięć nie doszło do nieoczekiwanego, zabójczego wstrząsu anafilaktycznego.

Tomasz Sas
(21 07 2025)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *