Tatuaż z tryzubem

10 maja 2022

Ziemowit Szczerek 


Tatuaż z tryzubem
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022 – wydanie III

Rekomendacja: 2/7
Ocena okładki: 2/5

Russkij wajennyj karabl’ – idi nachuj!

Z ciężkim sercem i pewną taką ostrożnością – niepewnie rekomenduję lekturę tego „szczerka”. Autora – Ziemowita Szczerka (rocznik 1978; jest akurat w wieku mojego syna…) – dziennikarza, publicystę, wędrownego reportera i prozaika – lubię, poważam i zaliczam do ścisłej czołówki najtęższych (metaforycznie, nie w sensie ścisłym) piór, jakie się przytrafiły Polsce w jego pokoleniu. „Siódemka” i „Międzymorze” Szczerka to dwie książki o podstawowym znaczeniu – jeśli ktoś chce zrozumieć współczesną Polskę i ten świata wyimek dookoła Polski. Ba, pozwalam sobie śmiało postawić tezę, że w kwestii zrozumienia tego „wyimka świata dookoła Polski” (ergo: Bałkania z omastą i przyległościami…) Szczerek dogonił klasyka Stasiuka, a może nawet ździebko przeskoczył. „Międzymorze” to zaś naprawdę dzieło fundamentalne (i demaskatorskie) w sensie ścisłym.

Owszem – pisze Szczerek w stylu zwanym gonzo, niekoniecznie powszechnie akceptowanym w kręgach wysoce zintelektualizowanych. Mnie wszelako nie przeszkadza awanturnicze zuchwalstwo, wielce osobista nuta i pikarejska w istocie natura jego narzędzi, którymi lepi słowa w zdania. Co więcej – mniemam, iż styl gonzo ma dodatkowo właściwości terapeutyczne… Chorym na nadciśnienie, migotanie i inne przypadłości sercowo-krwionośne znany jest zbawienny wpływ leków umiarkowanie rozrzedzających krew – takiego choćby acenokumarolu na przykład, działającego przeciwzakrzepowo. Otóż styl gonzo – używany z umiarem i pomysłowo – zapobiega zakrzepom intelektualnym, co w prozie o ambicjach reportersko-publicystycznych ma podstawowe znaczenie. Chodzi o ten luzik, odpuszczenie sobie prawideł symetrycznego obiektywizmu, każącego w każdej sytuacji obserwować świat z pozycji mędrca z wetkniętym w dupę długim i niewygodnym kijem. Właściwości formalne tudzież intelektualne stylu gonzo pozwalają na błyskotliwe i nieskrępowane profesjonalnymi wymogami analizy – można też od razu i niepostrzeżenie przechodzić do proroczych publicystycznych syntez, z pominięciem etapu wątpliwości, jakie powinny trapić solennego, „odpowiedzialnego” reportera… Ten styl lubię; sam zresztą czasem (za rzadko, za rzadko…) praktykowałem gonzo. I potrafię, jak sądzę, odróżnić autentyczne gonzo od mistyfikacji ad usum plebei

Dlatego tym bardziej z ciężkim sercem i pewną taką ostrożnością niepewnie rekomenduję lekturę (dla niektórych ponowną) „Tatuażu z tryzubem” – wydanego skądinąd w zupełnie innej rzeczywistości po raz pierwszy, bo w roku bodajże 2015. Tymczasem trzecie wydanie to całkiem inny czas, inny świat. Po prostu nagle przedmiot główny i podmioty reporterskiej penetracji Szczerka przestały istnieć. Zwyczajnie – tamtej Ukrainy już nie ma i – ośmielam się przypuszczać – nigdy już nie będzie. „Tatuaż z tryzubem” ma wartość zaledwie historyczną, i to wcale nie w głównym nurcie refleksji nad dziejami. Ot, zwyczajnie – pamiątka z przeszłości, ciekawostka krajoznawczo-etnograficzna, dokumentalna poniekąd lub zgoła archiwalna, ale bez żadnego znaczenia serio dla teraźniejszości, ani tym mocniej – dla przyszłości. Nie ulega przy tym wątpliwości, że Szczerek pisać potrafi. Jego talenty podpatrywacza i podsłuchiwacza (oraz – nolens volens – podjadacza i popijacza) najwyższej są próby i w innych okolicznościach emanowałyby – jak zawsze – pełnym, chwalebnym blaskiem. On to umie. Jego fabularne etiudki, zakotwiczone tu i ówdzie w gęstej kaszy całej opowieści, są nadal pierwszorzędne i wciąż zachowują walory prozy reporterskiej najwyższego lotu. Włącznie z moim ulubionym fragmencikiem-brylancikiem o zimowym nocnym przejściu spod piramidy schodów cerkwi św. Andrzeja na Podoł i z powrotem, zalodzonym i stromym trawersem przez niebezpieczny (nawet latem) Andrijewskij Izwiz, pod czujnym okiem wariata zresztą…

Takich reporterskich perełek jest w „Tatuażu…” znacznie więcej. Do niedawna, oprócz czysto literackiej urody miały one wartość poznawczą, bowiem opisywały i komentowały Ukrainę jako taką – jaka była i być miała czort znajet’ jak długo jeszcze. Tak się wszystkim wydawało – nie tylko Szczerkowi… A relacje z wieloMajdanowej rewolucji miały (i nadal mają) swoją własną dynamikę, temperaturę tudzież osobliwy kombatancki charakter – dziś już archiwalny i żadnych nie poruszający emocji. Czemu? O tym za chwilę… W każdym razie, gwoli prawdy historycznej godzi się wspomnieć, że obserwacje Szczerka miały ręce i nogi, osadzone były głęboko w rzeczywistości i w znacznym stopniu spełniały postulat zgodności z tąż rzeczywistością. Mówiąc inaczej – były prawdziwe, boleśnie prawdziwe… Wyłaniała się z nich Ukraina wielka wprawdzie, ale na ogół śmieszno-straszna, jakaś prowizoryczna, umowna, pęknięta, pełna postradzieckich strachów, legend, gróźb i strzelających rekwizytów. Skorumpowana, niesprawna, niepewna swego przeznaczenia, niezdecydowana – kim właściwie chce zostać już, od zaraz. Nie ma przeto żadnego powodu, by nie wierzyć Szczerkowi, że jego Ukraina mogła być właśnie taka – na długie lata, na wieki wieków. Wydawało się bowiem, że Ukraińcom taki stan rzeczy zaczyna odpowiadać, że się w nim urządzają coraz wygodniej; byle można było wyjechać do Polski i zarobić, i wrócić. I znów wyjechać… Może gdzieś dalej, gdzie też potrzebują budowlańców i zbieraczy owoców.

Ale stało się nieoczekiwanie inaczej. Stało się coś, co (między innymi) unieważniło po wsze czasy książkę Szczerka, co odebrało jej wszelką siłę intelektualnego rażenia. Z dnia na dzień – a dokładnie 24 lutego 2022 roku. Zapamiętajcie tę datę, bo to znak przełomu w dziejach Europy; na jej mapie pojawiło się normalne, odpowiedzialne i dobrze zorganizowane, kompetentne państwo, z pełnokrwistym, homogenicznym i dzielnym narodem. Nagle okazało się, że ta prowizoryczna, rozciapciana Ukraina umie odpowiedzieć ogniem na ogień. Że przeciętny parień spod Charkowa czy Połtawy z javelinem na ramieniu rozpieprzy dowolny ruski tank, że co drugi bystrzejszy chłopak z polskim gromem potrafi błyskawicznie sprowadzić na ziemię uzbrojony po łopaty wirników helikopterek Kamowa, że inny cwaniaczek umie bayraktarem posłać do piekła kolumnę gruzowików z amunicją… Że czernomorcy z Odessy (może właśnie z tej zdezawuowanej przez Szczerka Mołdawanki albo z Peresypu) dadzą radę odesłać russkij wajennyj karabl’ tam, gdzie jego miejsce – czyli nie tyle nachuj, co na dno… I najważniejsze – okazało się, że to nie emocjonalna partyzantka. Okazało się, że ktoś tym wszystkim dowodzi, że system jest zorganizowany i elastycznie reaguje na zmienne koleje wojennego losu, że prezydent nie jest żadnym komediantem, ale profesjonalnym, charyzmatycznym liderem. Okazało się, że wszyscy są odporni, jednolicie zdeterminowani i wierzą w zwycięstwo. Tacy są, choć ofiary ich walki idą w setki tysięcy; mordercy rosyjscy po drugiej stronie frontu nie oszczędzają nikogo i niczego. Tak trwają, choć z trzech dni (które tamci sobie zaplanowali…) robią się już trzy miesiące wojny. I Ukraińcy wygrają – jestem jakoś intuicyjnie pewien.

Trudno byłoby sobie wyobrazić podobne – choć przecie nie zaplanowane w tym celu – unieważnienie książki. Wszystko (no, prawie…) razem przestało mieć jakikolwiek sens. Jeżeli posługujecie się chętnie łacińskim zwrotem „habent sua fata libelli…” – to w tym przypadku nabiera on specyficznego (w sensie ścisłym, nie zaś metaforycznym) znaczenia. Ktoś, kto (wespół z autorem) w Wydawnictwie Czarne podjął decyzję o reedycji „Tatuażu z tryzubem”, nie zdał egzaminu z profetyki edytorskiej. Chyba że tkwi w tym głęboko jakiś szatański zamysł, do którego ja akurat, w swej ograniczonej zdolności pojmowania takich tajemnic, dotrzeć nie potrafiłem ani nie zdołałem. Biorę tę ewentualność na klatę. A do lektury zachęcam tylko miłośników dobrej prozy reporterskiej, wypreparowanej z kontekstu – nie zaś poszukiwaczy sensu. Ostrzegam jednak, że czyta się bardzo dobrze, co może zakłócić ogólną percepcję kwestii ukraińskiej – takiej, która powinna jawić się tu i teraz (a nie w przeszłości stosunkowo nieodległej…).

Tomasz Sas
(10 05 2022)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *