Pokrzyk

2 lutego 2020
Katarzyna Puzyńska 


Pokrzyk
Wydawnictwo Prószyński Media Sp. z o.o.,
Warszawa 2019

Rekomendacja: 2/7
Ocena okładki: 3/5

Gdzie jest wyjście awaryjne?

Właściwie cały tekst rekomendacji poprzedniej książki Puzyńskiej w tym blogu (Rodzanice” – 26 02 2019), poświęciłem namawianiu autorki do… przeprowadzki. I co? I nic… Jeśli przeczytała, to z rady nie skorzystała. Bo co jej tam jakiś upierdliwy staruszek będzie truł za uszami… Ona ma swój fanklub, swoje zmyślone Lipowo w prześlicznych okolicznościach przyrody wedle Brodnicy, swoją „stawkę” bohaterów pieczołowicie polepionych, ma swoją narrację sfastrygowaną z intryg coraz bardziej dziwacznych. Ma też swoją sprolongowaną wieczyście umowę z wydawcą… I mniema, że to dla niej dobrze. Ale czy dobrze dla literatury, którą uprawia? To jest właśnie to pytanie, na które domagam się natychmiastowej odpowiedzi od autorki. Nie chcę bowiem poprzestawać na własnym mniemaniu, opartym tylko na egzegezie tekstu. A z niej wyłania się odpowiedź, że to dla literatury źle, bardzo źle…

Źle, bo uporczywie tkwiąca w niewielkim kraiku naddrwęcańskim literatura staje się (mimo woli autorki) procederem nudnym i przewidywalnym. A wieś Pokrzydowo – zdaniem fanklubu Puzyńskiej najbardziej prawdopodobny pierwowzór „Lipowa”, realnie istniejący w terenie – staje się karykaturą samej siebie i swego literackiego alter ego. Nie słyszałem, aby jej mieszkańcy mocno i z ożywieniem protestowali, gdy dorabiano im gębę stolicy zbrodni prowincjonalnej. W końcu dochody z turystyki to bares geld jest i forsa w kieszeni (czasem udaje się uniknąć oficjalnych reguł sprawozdawczości z obrotu i gotówka jest nieopodatkowana…). Ostatecznie potomkowie pomorskich bambrów (jeśli jeszcze jacyś tam zostali), ci nieugięci liderzy produkcji rolnej, beneficjenci unijnych dopłat, bywalcy sołeckich zebrań, weterani szarwarków, odpustów i świniobić widzą doskonale (jeśli umieją czytać – a nie wątpię, że umieją…), iż Puzyńska nie o nich pisze. Widzą, że tylko wykorzystała ich piękne okoliczności przyrody, a jej bohaterowie są po prostu nietutejsi. To jakieś przybłędy, uciekinierzy z miast większych (osobliwie często z Warszawy), którzy pokupowali dworki, farmy, chutory, dacze, rezydencje – i do nich zawlekli swoje stare problemy z poprzedniego życia. Teraz tamto życie się z nimi rozlicza, nierzadko w sposób krwawy, pracy tylko niepotrzebnej przysparzając lokalnej policji. Intelektualnie wszakże przygotowanej – ale tylko do obsługiwania pijackich awantur domowych, kłusownictwa, napromilowanych rajdów rowerowych tudzież zbiorowych sztachetówek – koncyliacyjnych, kompromisowych (i oczywiście zakrapianych…) spotkań towarzyskich lokalnego wymiaru sprawiedliwości, nawiązujących do zaprzeszłych krzywd, zniewag i kalumnii…

Wykreowany przez Puzyńską kryminalny mikrokosmos „Lipowa” czas jakiś temu dotarł do granic rozszerzalności naturalnej – to znaczy możliwości intelektualnego ogarnięcia bez obrazy dla logiki. Bez obrazy dla prawdopodobieństwa – choć wiadomo, że w przypadku fikcji literackiej jego granice przesuwają się mocno, nie krępując fantazji ani niczego, co z niej jest… Od kilku jednak edycji wieloksiążnej sagi ten mikrokosmos jest dmuchany sztucznie, z coraz większym nakładem sił i środków, z coraz bardziej widocznym napięciem i zadęciem. W poprzednim tomie kryminalnej sagi – „Rodzanicach” – wydawało się, że autorka w tym dęciu dotarła do ściany; mitologia i demonologia słowiańska (jak się zresztą wydaje, w całości wykoncypowana i zapokryfizowana przez autorkę) żadną miarą nie nadaje się jako sos sprawczy dla zbrodni – przeciwnie: obraża inteligencję czytelnika, który nie lubi być robiony w trąbę. Nawet jeśli jest to nasza, rodzima i serdeczna, nieomal patriotyczna trąba słowiańska.

Ale mniejsza z tym. Intryga kryminalna jest własnością autorki – i czym ona zechce tam ją obudować, to jej sprawa. Lecz jeśli to kiepskiej jakości chłam, polepiony ze słowiańskiej gliny z mierzwą – mamy prawo protestować. Osobiście uważam, że może nie tyle protestować, ile wzruszyć ramionami i odstawić lekturę… Sam namawiałem Puzyńską, dla poratowania talentu – na przeprowadzkę do krańcowo odmiennego terytorium, gdzie mogłaby zaprzyjaźnić się z kliką nowych bohaterów. I odrzucić, zapomnieć lipowski terroir. Udowadniając tym samym, że jej talent nie jest owocem wyspekulowanej jednostronnie kreacji, ale jest uniwersalny, dopasowujący się do zmiennych okoliczności – czasem nawet narzucanych siłą… Oczywiście autorka nie skorzystała z sugestii przenosin. Kolejną intrygę zlokalizowała in situ, obarczając ją (nawet jeśli mimowiednie i mimowolnie) kupą błędów, nieprawdopodobieństw, zmyśleń, demoniczno-magicznych udziwnień i mielizn, konstruując fabułkę zdumiewająco nieporadną… Co więcej – finał „Pokrzyku” zawiera mocną zapowiedź kontynuacji – autorka bowiem dokonuje zabójstwa jednego z głównych bohaterów, postaci z najwyższej półki i ścisłego kręgu, z pierwszej piątki, do tego mocno powiązanej z pozostałymi. Zabójstwo to przy okazji mocno, precyzyjnie i przekonująco ucharakteryzowane jest na samobójstwo, co niewątpliwie utrudni dotarcie do prawdy. A to oznacza, że zostajemy w Lipowie. Niestety.

Intryga „Pokrzyku” zdaje się prosta i zarazem zdecydowanie lepsza, niż kilka poprzednich wytworów fantazji Puzyńskiej. Oto do wiejskiej rezydencji starszych państwa Orłowskich zaglądają dwie córki z partnerami, zwabione napomknieniem mamusi o testamencie (masa spadkowa wydaje się dość obfita…); trzecia siostra (dawna gwiazdka estrady pop-rockowej, obecnie po przejściach) mieszka z rodzicami, z oddaniem usługując. Bo to tatusia de facto skosił alzheimer, a mama zrobiła się kompletnie niedołężna fizycznie. Rodzinka się zjeżdża, ale papę nagle trafia szlag (dosłownie: exitus…), a parę dni później mamusia (zanim zdążyła podjąć lub choć objaśnić kroki prawne), ginie w wannie; zaszkodziła jej wspólna kąpiel (zapewne przymusowa) z włączoną suszarką do włosów. O tę zbrodnię podejrzewana jest emerytowana komisarz policji Klementyna Kopp, widziana przez świadków tuż, tuż obok miejsca zbrodni. Tym łacniej ją podejrzewać przyszło, jako że przed miesiącem onaż Klementyna… zniknęła, wprzódy poważnie zamieszana w inną śmierć… Ktoś mianowicie zatłukł kamorem węszącą wokół starych tajemnic lokalną dziennikarkę, a zwłoki zostawił w śniegu (bo to zima akurat była…). Policyjna emerytka Kopp trafiła na szczyt listy podejrzanych – no bo dlaczego zwiała?

Więcej szczegółów intrygi nie zdradzę, bu uniknąć słusznego podejrzenia o tzw. spoilerowanie; nie będę też pa drobno zgłębiać niedorzeczności i innych bezeceństw przeciw logice. Czytelnik sam na nie trafi, rozszyfruje i oceni (a może niektóre nawet doceni?). Ne zapytam nawet, jak to jest możliwe, że nikt w rodzinie Orłowskich nie rozpoznał Klementyny Kopp, która niegdyś była u nich opiekunką do dzieci (nawet te dzieci jej nie poznały…) – czterdzieści lat to wprawdzie sporo, ale nie aż tyle, by dokumentnie zatrzeć pamięć… A tytułowy „pokrzyk”? Zdaniem autorki – to taki stan emocjonalno-fizykalny, gdy krzyk w sensie akustycznym ustaje, kończy się emisja fal dźwiękowych, nawet w postaci echa – ale zarówno osoba krzycząca, jak i słuchacze emocjonalnie wciąż odbierają c o ś, jakieś niedookreślone wrażenie, jakby wciąż tkwili w stanie krzyku, choć fizycznie on ustał. Jakby emocjonalne napięcie krzyku nadal tłukło się w przestrzeni, odbijało od przedmiotów, przenikało psychiczne bariery izolacji. Jakby kosmos, poruszony tamtym zgasłym już przecież krzykiem, przejął emisję i zadbał, bo docierała do tych, do których powinna. Ale czy taki pokrzyk może trwać czterdzieści lat?

No, ale mniejsza z tym – jako się rzekło. Lektura nowej Puzyńskiej, jeśli podejść do niej bez uprzedzeń, nie jest jakoś specjalnie uciążliwa. Przeciwnie: ma walory rozrywkowe na poziomie aprobowalnym. W zasadzie nie ma się do czego przyczepić. Ale tym razem nie oczekuję ciągu dalszego, chociaż ostro być może… Lecz jeśli Puzyńska nie wyprowadzi się z Lipowa, może nawet w trybie awaryjnym, udowadniając tym samym, że potrafi więcej, niż do tej pory pokazała – to nie mamy o czym gadać…

Tomasz Sas
(2 02 2020)


Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *