Podziemne życie

5 kwietnia 2018

Tullis C. Onstott
Podziemne życie
Przełożył Andrzej Hołdys
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2018

Rekomendacja: 4/7
Ocena okładki: 3/7

Szukajcie, a znajdziecie – bakterie we Wszechświecie…

Chodzimy po tej naszej Pramatce Ziemi, chodzimy – i oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, że naszym krokom trwożnie (albo zgoła obojętnie…) przysłuchują się mieszkańcy cienkiej warstewki naszej planetarnej skorupki, dla których nie zawsze jesteśmy miłymi, nieszkodliwymi sąsiadami. Takie dżdżownice, choć pracowicie, pożytecznie i bezinteresownie spulchniają glebę, poddawane są masowej eksterminacji, by skończyć jako przynęta na wędkarskim haczyku. Mrówkom i kretom wydajemy bezlitosne wojny. Bakterie polewamy wybielaczem. Grzyby zjadamy… No i w ogóle depczemy, wykopujemy, zalewamy betonem. Nie żyjemy w pokoju z naszymi sąsiadami spod ziemi, oj nie. Podobnie zresztą jak i z tymi co w wodzie, w powietrzu i na ziemi.
Z drugiej wszelako strony pewien odłam niespokojnych, analitycznych i dociekliwych umysłów ludzkiej populacji zżerać poczęła ciekawość – jak też „oni” tam żyją w tych skrajnie nieprzyjaznych warunkach – w skałach, piaskach, żwirach, iłach, mułach, zamarzniętych na kość błotach, w gorących źródłach, zasolonych, zakwaszonych jeziorkach podziemnych, podmorskich gejzerach i wulkanach – a w ogóle byle gdzie, nawet w kosmosie… Ci niespokojni to oczywiście uczeni: doktorzy nauk wszelakich, ambitni doktoranci,magistranci, profesorowie polujący na wolne katedry, łowcy grantów i kolekcjonerzy publikacji w periodykach z listy filadelfijskiej, zapewniających punkty w osobistych rankingach, zbieracze wzmianek i cytowań.
Ni stąd, ni zowąd nauka zaczęła się interesować możliwościami życia w warunkach ekstremalnych, gdy dysponenci kosmicznych funduszy zaczęli stawiać pytania, co właściwe przyjdzie nam (to znaczy ludzkości, mówiąc globalnie i górnolotnie…) z eksploracji takiego Marsa nie przymierzając, czy innych obiektów przemieszczających się w przestrzeni okołosłonecznej. Skoro mamy na to pieniądze z budżetu federalnego, to czego szukamy? Śladów życia? Obcych?
Na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku do świadomości środowisk zajmujących się szeroko pojętymi naukami o Ziemi dotarło, jak niewiele (zgoła nic…) wiemy o potencjalnej możliwości biologicznego życia w skorupie. Cienka warstewka gleby z humusem i wszelkimi produktami odpadowymi łańcucha troficznego i krążącej w nim materii organicznej z punktu widzenia życia była już dawno zbadana, ze względów praktycznych (rolnictwo!). Każdy robaczek, każda bakteria opisana i oceniona… Ale tylko na parę metrów w głąb. Dalej były jałowe skały, fascynujące geologów i górników; żaden z nich, biorąc do ręki kamień i rozłupując młotkiem, nie zastanawiał się, czy przypadkiem nie zakłócił „miru domowego” którejś z licznych ziemskich form życia… Powszechnie uważano, że skorupa naszego globu jest sterylna, a te formy życia, które czasem ktoś odkrywał, to zanieczyszczenia zawleczone (podczas wierceń lub eksploracji kopalni…) albo dostające się naturalnymi drogami z powierzchni. Trudno było z tym poglądem dyskutować, gdy jego zwolennicy dominowali na uniwersytetach, trzymali w mocnym uścisku (przy pomocy subtelnego instrumentu recenzji) ruch wydawniczy i położyli łapę na funduszach na badania…
Dopiero paląca konieczność zajęcia się problemem zanieczyszczeń i zniszczeń po podziemnych wybuchach jądrowych tudzież dylematami usuwania i neutralizacji odpadów po produkcji materiałów rozszczepialnych i po zużyciu takowych w procesie wytwarzania energii odblokowała temat. Twarde, odporne i nieprzepuszczalne formacje podziemnych skał wydały się dostatecznie bezpiecznym środowiskiem już to dla eksperymentów, już to dla magazynowania resztek. Ale to już należało zbadać i udokumentować. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zaryzykowałby najmniejszego ruchu bez solennych badań. Więc Departament Energii administracji USA, a w ślad za nim inne instytucje rzuciły na rynek naukowy trochę grosiwa z budżetu w postaci grantów badawczych…
Autor „Podziemnego życia” Tullis C. Onstott był wtedy młodym profesorem-geologiem z Uniwersytetu Princeton – dostojnej uczelni z tzw. Ligi Bluszczowej – wychowankiem naukowego małżeństwa Shoemakerów, geologów i… astronomów; Gene i Carolyn w 1986 roku odkryli kometę (Shoemaker-Levy), która w lipcu 1994 roku dostarczyła spektakularnego materiału badawczego, zderzając się z Jowiszem…
Onstott badał zjawisko radiolizy – czyli przemian chemicznych pod wpływem promieniowania jonizującego w obrębie skał sąsiadujących z rejonami podziemnych eksplozji i miejsc składowania odpadów radioaktywnych. To coś w sam raz dla programu badań podziemnego środowiska. Zwłaszcza że falowo zaczęły napływać doniesienia o odkrywaniu organizmów żywych (w zasadzie bakterii) na głębokościach poniżej 3 kilometrów i więcej, a do tego w środowiskach skrajnie ekstremalnych, nieprzyjaznych takiemu życiu, jakie nauka znała i badała na powierzchni… Życie podziemne należało więc poznać!
Onstott przestudiował kilka fundamentalnych ksiąg i podręczników z dziedziny mikrobiologii, a u zaprzyjaźnionego specjalisty wziął kilka lekcji pracy w terenie, czyli techniki pobierania próbek do badań. Po tym chałupniczym kursie geomikrobiologii podpiął się do rządowego programu badawczego i jego funduszy, zanurzył się w odwiertach poszukiwaczy ropy i innych kopalin, przemierzał głębokie chodniki i wyrobiska kopalni złota w basenie Witwatersrand w RPA, sondował ekstremalne szyby w kopalniach pod wieczną zmarzliną w kanadyjskiej tundrze i krasowe jaskinie w Meksyku. Po paru latach wychynął z podziemi z reputacją szczęśliwego eksploratora, autorytetu w dziedzinie geomikrobiologii i sprawnego lidera programów badawczych.
Życie znajdował praktycznie wszędzie: przeważnie kolonie bakterii obywających się bez tlenu, żrących siarkę, karmiących się wodorem z ulubionego przez Onstotta procesu radiolizy, wytrzymujących ekstremalne temperatury (zarówno w górę, jak i w dół skali…). Ale przede wszystkim z „papierami” uwierzytelniającymi, że są autochtonami z wieloma milionami lat przeszłości, a nie niedawnymi przybyszami czy migrantami. Ale taka bakteria, cóż – prymitywny jednokomórkowiec, dający sobie radę wszędzie i zawsze… Co innego złożone wielokomórkowce.
W 2007 roku przyszedł i na nie czas – współpracownik i przyjaciel Onstotta, belgijski mikrobiolog z Gandawy Gaetan Borgonie pobrał próbki gorącej, zasiarczonej i kwaśnej wody z odwiertu w kopalni złota Tau Tona w RPA kolo Bloemfontein. W próbkach żyły nicienie, takie sobie robaki, skądinąd pożerające bakterie… Dwa lata później pobrał wodę z kopalni platyny Northam oddalonej o 300 kilometrów i trafił na nicienie tego samego gatunku, W końcu Borgonie wyhodował w próbce wody z szczeliny na głębokości 1,5 kilometra młodego nicienia i nazwał nowy gatunek Halicephalobus mephisto. Odkrycie tego parumilimietrowego „potworka” i zbadanie jego ochoty do życia w warunkach skrajnych dało poważny sygnał decydentom w NASA, że w planowanym programie ekspedycji na Marsa warto jednym z priorytetów uczynić poszukiwanie śladów życia głęboko pod powierzchnią Czerwonej Planety. W ten sposób geomikrobiolodzy zapewnili sobie uwagę środowisk naukowych i w miarę stabilne finansowanie zachcianek…
A Onstott? Napisał „Podziemne życie”. To fascynująca lektura. Wymagająca – ale nie fachowej wiedzy, tylko uwagi. Onstott przecież wie, że jego dziedzina badawcza jest dość egzotyczna dla nawet wyedukowanej publiczności, toteż nie nadużywa specjalistycznej, naukowej terminologii. A to czego używa, nader dokładnie objaśnia. Naprawdę trzeba tylko uważać, by się nie zgubić i nie zniechęcić do lektury…
Przy okazji profesor Onstott ujawnił swą drugą naturę: podróżnika i reportera. Doprawdy – tkanka łącząca naukową narrację to najwyższej próby reportaż przygodowy, podróżnicza awantura w stylu „Podróży do wnętrza Ziemi” Juliusza Verne’a. O tyle lepsza od fantazji francuskiego pisarza, o ile prawdziwa. Onstott ma talent urodzonego gawędziarza, ma oko do szczegółów, śmiesznostek i anegdot; widzi i słyszy nie tylko swoje podziemne bakterie. Dałby sobie radę jako pisarz. Nie tylko popularyzator nauki, ale mistrz fabuły, na przykład kryminalnej. Jego „głębinowe” przygody to idealny scenariusz thrillera z pozytywnym zakończeniem. Choć w istocie niekończącego się nigdy – tak jak nie kończy się nasza ciekawość…
Tomasz Sas
(5 04 2018)


 

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *