Coś z tą Polską. Przewodnik po rodakach

16 marca 2018

Zdzisław Pietrasik
Coś z tą Polską. Przewodnik po rodakach
Wydawnictwo POLITYKA sp. z o.o., Warszawa 2017

Rekomendacja: 5/7
Ocena okładki: 3/7

Testament zatroskanego inteligenta

Przyjaciele z zespołu „Polityki” bezpretensjonalnie i mądrze uczcili pamięć swego zmarłego prawie dokładnie rok temu (25 kwietnia 2017) kolegi Zdzisława Pietrasika, wieloletniego kierownika działu kultury i recenzenta filmowego tudzież teatralnego. Zebrali w jednym tomie jego najlepsze teksty i wydali. Ale nie jest to zbiorek recenzji z kina czy sceny. To byłby głupi pomysł. Krytyczne, wnikliwe, błyskotliwe, a nawet ironiczne,wredne i złośliwe recenzje oczywiście wytrzymują próbę czasu. Można je edytować w zbiorach, bo po latach niczego ze swych walorów nie tracą – co więcej: nabierają mocy i wartości dokumentalnej. Choć takie niby ulotne… Ale wymagają osadzenia w kontekście, znajomości „okoliczności towarzyszących i towarzyskich”, odczytania imponderabiliów i znaków czasu. To jest dopiero prawdziwy kłopot! My wydamy, a rzesze zainteresowanych zaczną się zastanawiać: a dlaczego ten tekst a nie inny, co mieli na uwadze, przypominając akurat o tym zdarzeniu artystycznym, co się za tym kryje, jaki w tym mieli interes… Tak, recenzje przypomniane nawet po latach, to nie tylko niewinne pamiątki, to potencjalne zarzewie odnowy starych konfliktów, swarów, niesnasek, fochów… Po co to komu?
Przyjaciele Pietrasika na lepszy wpadli koncept. Zebrali i wybrali teksty nie mniej niż recenzje istotne w jego dorobku, ale spoza głównego nurtu zainteresowań. To publicystyka, eseistyka polityczna. W sensie ścisłym. Aczkolwiek produkowana chałupniczo. Obok furkoczących, wiecznie pod napięciem warsztatów należących do zawodowych, namaszczonych komentatorów politycznych tygodnika. Wyobrażam sobie, jak ci patentowani, koncesjonowani publicyści nie przepadali za konkurencją filmowego recenzenta… Ale „Polityka” zawsze była firmą, w której bardziej liczyło się, co przynosisz, niż jaką masz wizytówkę. Z tego też powodu drukowano teksty polityczne Pietrasika, dzięki czemu mamy dziś wysmakowaną eseistyczną ucztę…
Więc co takiego przynosił do redakcji Pietrasik spoza zakresu swych recenzencko-komentatorskich obowiązków w sferze kultury? Tym „produktem ubocznym” były troskliwie wycyzelowane eseje (w zbiorze zdecydowano się pomieścić 28 tekstów) o kondycji Polski i Polaków, o życiu publicznym, o świadomości zbiorowej i kontrowersyjnych aspektach aktywności rodaków (osobliwie zaś elit intelektualnych…) na polu kultury – i nie tylko. Gdy się je czyta jeden po drugim, myśl się pojawia taka: musiały być napisane w podobny sposób – w ciągu, jeden po drugim, jako rozdziały zwartej książki o jednorodnym zamyśle konstrukcyjnym. Takie robią wrażenie. Jednak w rzeczywistości pierwszy tekst powstał wiosną 1983 roku, a ostatni – późnym latem 2016 roku. Ale jeden i drugi ( zresztą fenomen dotyczy wszystkich, dowolnie zestawionych konfiguracji tekstów…) czyta się jak świeży produkt – rezultat jednorodnych i nieodległych w czasie przemyśleń, może nawet nakładających się na siebie. Ta spójność jest zdumiewająca; to zapewne rezultat starań autorów zbioru, lecz przecież bez podatności (i przydatności) materii intelektualnej esejów ten chwyt redaktorski by sczezł bez powodzenia…
Cóż zatem zajmowało Pietrasika? Ano, kondycja umysłowa Polaka rodaka. Jego wzorce kulturowe, szyfry i „regulaminy” życia codziennego, jego aktywność społeczna, model konsumpcji kultury elitarnej i popularnej, jego potrzeby, pragnienia, skrywane tęsknoty. No i pytanie, czy rodakowi Polakowi starcza siły ducha, by to wszystko ogarnąć, czy też od razu rodak Polak przechodzi do kategorii odrzuconych. Bo tak samo jak istnieje kategoria odrzuconych z przyczyn ekonomicznych, powstaje kategoria odrzuconych kulturowo. Ich pogłowia są niemal tożsame, ale wyjątków sporo, zwłaszcza wykluczeń kulturowych w sferze, której się ekonomicznie powiodło. Przy czym w zasadzie są to samowykluczenia: nie czytam, nie chodzę, nie oglądam, nie słucham i wcale się tego nie wstydzę. Bo mnie to nie obchodzi; za to lubię mecz, piwko, pornola i grilla. I co mi zrobicie? To stosunkowo nowe zjawisko zajmowało badawczy umysł Pietrasika. Jak to jest: kiedyś cham się maskował, wspinał na paluszki, a teraz wbił dupsko w „wypoczynek” i popierdując, trawi karkówkę popijaną żubrem – jawnie, na widoku… odpowiedzi szukajcie w „Coś z tą Polską”…
A jeśli gdzieś w środku tego zbiorku natkniecie się na tekst „Park rozrywki polskiej” (z późnego lata 1999), przeczytajcie uważnie. Ta profetyczna bez mała wizja spełnia się na naszych oczach – brutalnie i nieodwołalnie. To „rekonstrukcja” edukacji obywatelskiej modo „dobra zmiana” – do obejrzenia już wkrótce (jeśli nie od razu…) na toruńskich łęgach, licheńskich kartofliskach, kalwaryjskich dróżkach w dowolnym sanktuarium. Albo tuż obok… Proszę nie pchać się do kasy – kasa (pardon – taca…) sama się do was dopchnie. Nie wchodzić z czerwonymi balonikami, bo się kojarzą. W gabinecie figur wojskowych (proszę o wybaczenie – woskowych…) nie dotykać obiektu w kurtce we wzory maskujące z zapasów mobilizacyjnych, w osobliwym bereciku (w stylu Che Guevary) albo kaszkieciku, z wyleniałą siwą bródką, zaszyfrowanego pod kryptonimem „don Antonio”… Może okazać się żywa ta figurynka, bo pierwowzór lubi się ponapawać patriotyczną atmosferą wśród swoich, wzorem Haruna al-Raszida…
Skąd Pietrasik wiedział, że tak to wszystko będzie wyglądało naprawdę? Bo był zdyscyplinowanym obserwatorem i umiał wyciągać wnioski. Gdybym był dyrektorem agencji wywiadu, kogoś takiego zrobiłbym głównym analitykiem strategicznym. Ale poprzestać trzeba na tym, co zostawił na piśmie. Dowiemy się przynajmniej, dlaczego „Coś z tą Polską” jest nie tak. Bo że jest, to widać gołym okiem. Co zobaczylibyśmy, gdyby to oko było uzbrojone w przenikliwość i talent Zdzisława Pietrasika? Aż strach pomyśleć…
Tomasz Sas
(16 03 2018)


 

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *