Polska Ludowa

8 lipca 2017

Karol Modzelewski, Andrzej Werblan
Polska Ludowa
Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2017

Rekomendacja: 5/7
Ocena okładki: 4/5

Dialogi nad ogniskiem straconych nadziei, zmarnowanych szans…

Starsi panowie dwaj (roczniki 1937 i 1924…). Ten starszy – kresowiak z Tarnopola – wrócił do kraju w szeregach I Armii WP, był działaczem PPS i PZPR (do końca) – m.in. kierownikiem wydziału KC PZPR, członkiem Komitetu Centralnego, sekretarzem KC, a od 1980 roku (krótko!) nawet członkiem Biura Politycznego. Był też długo wicemarszałkiem Sejmu. A prócz tego – bez żadnej partyjnej lipy – zawodowym historykiem dziejów najnowszych, profesorem, dyrektorem „Marleny” (instytutu problemów marksizmu-leninizmu), naczelnym redaktorem „Nowych Dróg”. Jako emeryt Andrzej Werblan czynnym historykiem jest nadal… Ten młodszy urodził się w Moskwie i nazywał się Kirył Budniewicz (ojciec był słuchaczem szkoły oficerskiej, skazanym w trakcie czystek w armii na 8 lat łagru, mama była tłumaczką literatury…). Gdy mama związała się z polskim działaczem komunistycznym, chłopak dostał jego nazwisko: Modzelewski (imię lekko przerobiono na Karol). Przybrany ojciec (Zygmunt M.) był po wojnie polskim ministrem spraw zagranicznych między innymi, a Karol studiował historię, przyjaźnił się z Jackiem Kuroniem, napisał z nim sławny „List do Partii”, uznany za sztandarowy produkt tzw. rewizjonizmu (za co został skazany na 3,5 roku więzienia…). Po odsiadce był historykiem (specjalność: Średniowiecze…) we Wrocławiu, opozycjonistą, od 1980 roku działaczem „Solidarności” (rzecznikiem prasowym Komisji Krajowej między innymi…), potem internowanym, potem znów historykiem, senatorem, politykiem…
Ten pierwszy nosił order Budowniczego Polski Ludowej, ten drugi – nosi Order Orła Białego. Los, historia i polityka postawiły obu po przeciwnych stronach ideologicznej – niby tylko symbolicznej, ale okresami boleśnie namacalnej – barykady, dzielącej Polskę i Polaków. Dalej od siebie być nie można było. Wtedy – na pewno. Dzisiaj – zapewne już nie; choć niemało takich (i ku nie tylko memu zdumieniu grupa ta wciąż rośnie i radykalizuje się…), którzy uważają, że podział obowiązuje nadal, a kto mniema inaczej – zdrajcą jest, i kwita!
Ale nie z nimi te sztuczki… Werblan i Modzelewski to przecież zawodowcy z najwyższej półki, honorujący nawzajem swe osiągnięcia i po prostu sami siebie nawzajem ciekawi. Dlatego usiedli do stołu i odbyli (w towarzystwie dyskretnego moderatora Roberta Walenciaka – a za to dla niego osobna pochwała!) dwadzieścia dziewięć wnikliwych, wyczerpujących temat i pamięć rozmów; zapewne przy herbacie (inne płyny, zasię osobliwie powszechnie znane stymulanty dialogu między Polakami, raczej – i ostrożnie – wykluczam z paru względów, choć mogę się mylić…).
Co z tych rozmów wynika? Historia Polski wynika – spory kawał współczesnych dziejów. Dla mnie dokładnie współczesnych, bo ledwie o pół pokolenia (może ciut więcej; nie będę się upierał…) młodszy od nich jestem i sporo z tego, o czym mówią, dobrze pamiętam, a od sześćdziesiątego ósmego roku nawet dość namacalnie… Dla młodszych (a tych jest większość!) – Historia prawdziwa, bo zaprzeszła, nieprzeżyta, niezapamiętana i żadną miarą nieprzystająca do osobistych doświadczeń. Tylko świadkowie mogą ją ciekawie (choć ryzykownie dla jakości procesu poznania – bo przecież nie sposób wykluczyć, że subiektywnie…) opowiedzieć. A gdy do tego świadkowie mężami uczonymi są, uzbrojonymi w zestaw precyzyjnych narzędzi metodologicznych i solidny background filozoficzny, gdy są sceptykami – lecz nie zafiksowanymi na doraźne pognębienie kontrpartnera w dyskusji, jeno na wspólne dojście do prawdy. I może nie tyle do konsensusu, co do wspólnego mianownika, w razie potrzeby ozdobionego protokołem rozbieżności. Takie są bowiem powinności historyków i czynny udział w opisywanych dziejach z nich nie zwalnia…
Z drugiej wszakże strony ogląd dziejów poprzez osobiste wtręty, dygresje bezpośrednich i to nieanonimowych uczestników też ma swoje niezaprzeczalne zalety. I nie chodzi tu o „ocieplenie” opisu czy analizy albo uczłowieczenie akcji – idzie o to, że takie dygresje (jeśli są szczere…) dodają waloru autentyczności relacji. Tak się bowiem na ogół składa, że po latach uczestnicy zdarzeń są „mądrzejsi” o własne późniejsze doświadczenia, przemyślenia, analizy, komentarze, wymianę myśli z innymi uczestnikami, konfrontację poglądów… To wręcz prowokuje do ex-post modyfikacji (jeśli potrzeba i pokusa jest silna) sprawozdania… Jeśli dygresje osobiste padają w rozmowie dwóch równoprawnych i równie dobrze poinformowanych uczestników, pokusa modyfikacji (osobliwie faktów!) jest moderowana. A to dzięki obawie przed kompromitacją… Z drugiej wszak strony w takich szczerych dialogach pojawiają się komentarze do własnej… młodzieńczej głupoty lub zbiorowego bałwaństwa swego obozu politycznego. Takie właśnie smaczki narracyjne uwielbiam tropić. Kto też lubi to robić, lekturą „Polski Ludowej” będzie usatysfakcjonowany.
A przecież z tym wszystkim „Polska Ludowa” Modzelewskiego i Werblana nie jest w żadnej mierze dziełem przełomowym, nie posuwa znacząco wiedzy historycznej do przodu, nie odkrywa żadnych nieznanych dotąd faktów o zasadniczym znaczeniu (poza paroma anegdotkami, przyczynkami i ploteczkami…). Co więcej: w zasadzie porusza się w obrębie znanych zdarzeń, znanych komentarzy. Któryż raz czytam, co Gomułka powiedział Chruszczowowi, co Chruszczow Gomułce, co mówił Goździk, co robił Kuroń, czego chcieli puławianie, czego żądali natolińczycy, co sobie myślał Cyrankiewicz, czego sobie nie myślał Moczar… Nic to – prawdziwej historii nigdy za wiele.
Istotna wartość tej księgi zasadza się na wartości świadectwa. Kimże bowiem byli rozmówcy? Werblan jako funkcjonariusz tkwił raczej w drugim szeregu; najdłużej był kierownikiem jednego z wydziałów KC (wydziału nauki i oświaty), potem sekretarzem KC. Formalnie niewiele w partyjnej hierarchii, choć faktyczne wpływy takiego kierownika miały rangę i wagę ministerialną. Sekretarz to znacznie więcej, ale i tak jego pozycja zależała od wagi nadzorowanego resortu i częstotliwości bezpośredniego dostępu do ucha Pierwszego. A tu już Werblan był więcej niż Kimś… W epoce partyjnej młodości należał do nieformalnego zespołu sekretarzy-doradców Bieruta, potem był członkiem równie nieformalnego, bardzo elitarnego i wyjątkowo dobrze poinformowanego grona ghostwriterów, autorów tekstów publicznych wystąpień Gomułki, a później Gierka; był też związany z zespołem „Polityki” Rakowskiego… A Modzelewski? Formalnie przez lata skromny naukowiec w prowincjonalnej placówce PAN. Ale poza tym… Dysydent, rewizjonista, więzień polityczny, opozycjonista, wróg ludu, intelektualny lider pierwszej „Solidarności”, powszechnie znany z rzuconego na naradzie w Radomiu w 1981 roku proroczego hasła „bój to ich będzie ostatni”. Dobrze poinformowany, doświadczony – nie tylko dzięki pilnym lekturom klasyków; większość doświadczeń zebrał na własnej skórze… Przenikliwy analityk, rozważny doradca tudzież… niezłomny posiadacz poglądów, które trudno zdefiniować inaczej niż jako lewicowe, ba – zgoła socjalistyczne… Jak dalece wiedza ich obu, doświadczenie, potęga krytycznych umysłów przewyższa zbiorowy potencjał intelektualny (jeśli to jest właściwe słowo…) całej dywizji tych nieszczęsnych funkcjonariuszy policji historycznej, dla niepoznaki nazywanej Ipeenem? Tych żałosnych zadufków i niedouków, bezrozumnie mniemających, że cała wiedza o historii PRL mieści się wyłącznie w nadzorowanych przez nich teczkach esbecji…
Z tych to i wielu innych względów akurat ta „Polska Ludowa” nadaje się, by ją gorąco polecić samotnym, niepodległym poszukiwaczom Prawdy, odcinającym się od oficjalnego nurtu objaśniania historii. Miłej i pouczającej lektury, bracia wierzący w potęgę rozumu. Prawda zwycięży!
Tomasz Sas
(8 07 2017)


Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *