Noce zarazy

15 czerwca 2023

Orhan Pamuk


Noce zarazy
Przełożył Piotr Kawulok
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023

Rekomendacja: 5/7
Ocena okładki: 4/5

Niepodległość in statu nascendi?

To jest powieść historyczna… To jest powieść par excellence historyczna! Wbijając sobie do głowy w czas lektury to przekonanie, jednak nie mogę umknąć coraz wyraźniejszemu mniemaniu, że się mylę – i to fundamentalnie. „Noce zarazy” bowiem – niezależnie od praktykowanego na wielką, zgoła monumentalną skalę historycznego realizmu (choć to realizm zgoła „fikcyjny” – to znaczy narracja całkowicie zmyślona, aczkolwiek wpisana w rzeczywiście prawdopodobne okoliczności, dekoracje, zdarzenia, klimaty) – są w istocie opisem-zapisem pewnego eksperymentu: laboratoryjnego odtworzenia (na małą skalę) procesu zdobywania, wyszarpywania, wyłudzania i po wszystkim – sprawowania władzy. Procesu w sensie ścisłym rewolucyjnego, ale pewnego osobliwego gatunku. Jest to mianowicie tzw. rewolucja okazji, gdy zapalnikiem zmian nie są długotrwałe procesy społeczno-ekonomiczne i polityczne – ale okazja, stworzona przez zdarzenie z zakresu działania sił natury bądź ludzkich błędów: katastrofa, kataklizm, epidemia, przyrodnicza plaga, wojna… Okazja taka wyzwala, wzmaga intelektualne i emocjonalne napięcie wśród gromadki potencjalnych spiskowców, dotąd uśpionych, może nawet lekko zdemoralizowanych brakiem perspektyw w normalnym biegu dziejów, zmęczonych swymi utopijnymi wizjami i czekaniem. A tu znienacka pojawia się wielka szansa…

Psychologiczne rozrysowanie takiej odmiany losu to zaiste prawdziwe wyzwanie dla pisarza: wejść w kłębowisko, idei, myśli, emocji, straceńczych czynów i gwałtownych reakcji ludzi ludzi żyjących dotąd w dyscyplinie swoistego rozdwojenia jaźni. Na pozór układnych, grzecznych, praworządnych i podporządkowanych – a „po godzinach” przepełnionych pragnieniem gwałtu, odpłaty, zemsty na tym wrednym, opresyjnym świecie. Dżin uwolniony z lampy, granat wrzucony do szamba – to dobre ilustracje owego stanu rzeczy i umysłów… A Pamuk doskonale sobie z tym radzi – on jest stworzony do tego gatunku fabuł, łączących szczegółowe (a nawet celowo przeskalowane – by precyzją i wielością drobiazgów utrudnić nieco czytelnikom dotarcie do sedna) analizy procesów historycznych z odrobiną folie – łagodnego szaleństwa, ogarniającego nasz gatunek w warunkach ekstremalnych…

By ów zamiar spełnić, wykreował Pamuk coś, na co współcześni mu pisarze na ogół się już nie porywają. Zbudował pełną dekorację, fabularny mikrokosmos, fikcyjny ale realistyczny: od nowej topografii wschodniego basenu Morza Śródziemnego – do najmniejszego kamyczka na stromej ścieżce dla osłów w miasteczku na pewnej wyspie… Praktycznie „ustawił” na morzu, między Rodos a Kretą, mniej więcej w miejscu, gdzie leży całkiem realna wyspa Karpatos (i mniejsza Kasos), fikcyjną, górzystą (ze śladami działalności wulkanicznej) wyspę Minger (osobny wilajet, czyli jednostka administracyjna Imperium Osmańskiego), ze stolicą i portem w miasteczku Arkaz, wyspę zasiedloną przez ludność pochodzenia mingerskiego, posługującą się językiem mingerskim, ale także rdzennych Turków, lewantyńskich mieszańców i rdzennych Greków, Arabów i chrześcijan, Ormian – czyli jak zwykle oraz typowo we wschodniej części Morza Śródziemnego; osobliwością Mingeru byli tylko Mingerczycy, wedle rozmaitych ustaleń mitycznych i „naukowych” (nie rozstrzygnięto, które w tej opowieści zyskały przewagę…) niewielkie plemię nomadów znad Morza Aralskiego, czyli gdzieś z Uzbekistanu – inne od innych – które translokowano (lub samo się przeniosło…) daleko na zachód. To oczywiście fikcja, ale jakże sugestywnie i pracowicie wymyślona przez Pamuka. Podobnie jak narysowane przez niego mapy i plan miasta Arkaz – z jego krągłą laguną portową (krater; ślady po erupcji wulkanu), twierdzą, placem i pałacem wilajetu, budynkami publicznymi i prywatnymi, kościołami, meczetami i klasztorami, szkołami i szpitalami – w sumie kilkudziesięcioma obiektami ważnymi dla akcji „Nocy zarazy”. Z tym planem w ręku i z pieczołowitymi rekonstrukcyjnymi opisami Pamuka, każdy, kto choć raz przemierzył akwen śródziemnomorski i jego wyspy w trójkącie Saloniki-Kreta-Cypr, w razie potrzeby bez trudu zbuduje sobie pod powiekami pejzaż Mingeru. Kłopot może być tylko z wszechobecnym jakoby w fikcyjnym Mingerze zapachem róż, bo na prawdziwych wyspach w okolicy w nadmiarze tej woni raczej nie ma…

W tej przepięknie i precyzyjnie zbudowanej makiecie wyobraźni Pamuk rozgrywa piekielną grę władzy, zamieniając epidemię dżumy w zarzewie narodowo-wyzwoleńczej rewolucji. Tak się bowiem złożyło, że w roku 1901 dokuczająca światu od bardzo dawna bakteria dżumy, ale odkryta dopiero w 1894 roku w Indochinach przez francuskiego bakteriologa Alexandre Yersina – pałeczka nazwana na jego cześć Yersinia pestis – przywędrowała z zakażonymi szczurami statkiem z Aleksandrii na Minger. W 1897 roku wspomniany Yersin wynalazł terapię surowiczą przeciw dżumie, więc nie zdążyła się ona upowszechnić, przeto Minger musiał zdać się na tradycyjne metody walki z epidemią – ścisłą, wymuszaną metodami policyjno-militarnymi kwarantannę, blokadę sanitarną, antyszczurzą kampanię i brutalne odkażanie lizolem tudzież spalanie resztek. Innymi słowy: trzy R – reżim, restrykcje i rozum; ten trzeci jest tu ważny, bowiem dwa pierwsze R winny być akceptowane nie tylko ze strachu przed siłą policji, ale po prostu racjonalnie,z własnego wyboru… Receptura 3R zachowuje zresztą aktualność do dziś, co mieliśmy okazję w różnych konfiguracjach przećwiczyć w pandemicznej epoce covidowej (nie całkiem minionej…), a to sprawia, że powieść Pamuka może nie jest taka całkiem historyczna. Zresztą niektóre jej partie klimatem przypominają „Dżumę” Camusa – arcydzielną, niedoścignioną… zmorę pokoleń licealistów, dręczonych jej obowiązkową lekturą.

Rozsnuta przez Pamuka intryga zaczyna się od aspektu kryminalnego z wyraźnym śladem polskim, co już samo w sobie jest ciekawostką – ale to nie rezultat nieokiełznanej fantazji autora, jeno realiów osmańskiego imperium. Otóż gdy tylko do centrali w Konstantynopolu dotarły pierwsze sygnały o pojawieniu się dżumy na wysepce Minger, miłościwie Turkom i innym nacjom panujący sułtan Abdülhamid postanowił użyć swej osobistej i rozstrzygającej (jak dotąd) broni przeciwepidemicznej – czyli wykształconego w Paryżu chemika, lekarza i farmaceutę, niejakiego… Stanisława Bonkowskiego Paszę (pasza w tym wypadku to tytuł hierarchiczny wysokich urzędników administracji osmańskiej – dyrektorów urzędów centralnych, gubernatorów, generałów służby cywilnej i im podobnych). Człowiek taki istniał naprawdę – tylko na imię miał Karol (Stanisław to pomysł Pamuka, by polskość bohatera podkreślić dobitnej typowym słowiańskim imieniem; Karol zbyt kosmopolityczny byłby…) i był synem poturczeńca, oficera wojsk polskich z epoki napoleońskiej bodajże. Jego dorobek w służbie tureckiej był niemal tożsamy z sukcesami powieściowego Bonkowskiego – z tym, że Karol nie został nigdzie zamordowany; umarł z przyczyn raczej naturalnych pięć lat po opisywanych wypadkach…

Bonkowski Pasza był (w wersji Pamuka) synem polskiego emigranta, uciekiniera po którymś z nieszczęsnych powstań narodowych – naukowcem i praktykiem farmacji, lekarzem, higienistą i epidemiologiem. Nie znał już polskiego, za to swobodnie posługiwał się francuskim, greckim, tureckim, arabskim i czort znajet jakimi jeszcze językami Śródziemnomorza. Sułtan mu ufał (jeśli ten skryty, schizofreniczny socjopata w ogóle wiedział, co to zaufanie…), bo Bonkowski kilkakrotnie z sukcesami powstrzymał groźne epidemie tu i ówdzie w granicach Imperium. Ba, nagrodził nawet swego ulubionego aptekarza sporo wartą w walucie koncesją na uprawę róż akurat właśnie na Mingerze. Róże to wówczas nie kwiaciarska błahostka, ale poważny surowiec dla przemysłu kosmetycznego i farmaceutycznego; a imperium właśnie utraciło różane zagłębie, gdy spod tureckiej władzy wyzwoliła się Bułgaria… Skądinąd zresztą Karol Bonkowski – czyli ten prawdziwy – na zlecenie sułtana znalazł nowe tereny uprawy róż w Anatolii.

Powieściowy Bonkowski Pasza dostał od sułtana trudne zadanie. Powstrzymać epidemię, nie naruszając zarazem delikatnej i poniekąd chwiejnej struktury społecznej owego wymyślonego przez Pamuka Mingeru. Zadanie trudne, albowiem Bonkowski Pasza był zwolennikiem metod radykalnych: wymuszenia siłą ścisłej kwarantanny, izolacji i reżimu sanitarnego. Zrobić to bez nadwątlenia stosunków społecznych, politycznych (w tym oczywiście międzynarodowych – nie tylko wewnątrztureckich, osmańskich), ekonomicznych, klasowych, religijnych (nie tylko międzywyznaniowych, ale także wewnątrz islamu z jego zaplątanymi odłamami, sektami i nurtami…) – no po prostu mission impossible… To jak laboratoryjny eksperyment z niekontrolowaną liczbą zmiennych – coś pieprznąć musi. Tylko co? Wszelako nikt z uczestników tej gry (poza jednym, który to zaplanował) nie zakładał, nie przewidział, że zapłonem pieprznięcia będzie gwałtowna śmierć jednego z głównych graczy w samym prologu awantury. Przyznam, że tu Pamuk zachował się jak rasowy, wykwalifikowany autor literatury kryminalnej. Intryga, gdy na samym początku poświęca się arcyważną figurę, która wedle wszelkiego prawdopodobieństwa mogła być głównym rozgrywającym do samego końca… No, to jest mistrzostwo godne szachowego geniusza, który nie podda gry w skrajnie niesprzyjających warunkach, ale podejmie wyzwanie.

Wyeliminowanie na początku jedynej racjonalnej i sprawczej siły otwiera przed narracją nieograniczone możliwości fabularne – pełne fantazji i nieprawdopodobieństw. A Pamuk z tej szansy intelektualnej korzysta zachłannie, piętrząc obraz wypadków nad wyraz pogmatwany, jaki zapewne nawet w przybliżeniu nie mógłby się wydarzyć w rzeczywistości. Ale w powieści historycznej jest w sam raz – dopuszczalny i usprawiedliwiony. Wszak chodzi o literackie „wymacanie” granic wykonalności (by nie popaść w fabularny patos czy śmieszność…) społeczno-politycznego eksperymentu – poniekąd rewolucyjnego i krwawego, którego finałem ma być (ni stąd, ni zowąd) niepodległość.

Ale o szczegółach się nie rozgadamy – przyjemność rzetelnego ich zgłębienia zostawmy cierpliwym czytelnikom; dość powiedzieć, że to lektura z gatunku tych nieodkładalnych… Jestem poza tym pewien, że polubicie sułtankę Pakize – bratanicę sułtana Abdülhamida – jedną z wielu dynastycznych córek (sułtańscy władcy bowiem – oprócz ścinania łbów podwładnym – najbardziej ochoczo zajmowali się kopulacją w haremach) Osmanów, jej księcia-małżonka doktora Nuriego, epidemiologa skądinąd oraz niejaką Zejneb – piękną żonę wodza rewolty majora Kâmila. A gdy połapiecie się, komu Pamuk powierzył misję narratora swej opowieści, satysfakcja z lektury jeszcze wzrośnie.

Tomasz Sas
(15 06 2023)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *