Arkana klasyfikacji książek:
Co ja myślę o przeczytanych książkach? No, myślę coś tam, coś tam – jak niegdyś raczyła się smakowicie wyrazić pewna działaczka medialna i polityczna, narąbana przy okazji jak junkers (nie samolot, jeno piecyk gazowy…). Zresztą detalicznie piszę o tym (czyli myśli moje ujawniam) w recenzjach… Klasyfikacja zaś ma charakter pomocniczy, w zasadzie rekomendacyjny. Wyobraźcie sobie zatem poziomą oś odciętych układu algebraicznego, a po prawej stronie osi (razem z początkowym zerem) osiem pozycji oznaczonych cyframi od zera do siedmiu
0 – raczej dno; nie czytać!
1 – słabe, lektura zbędna;
2 – niekoniecznie, ale gdy czasu nie szkoda…
3 – klasyczne czytadło rozrywkowe
4 – przyzwoita lektura na zadowalającym poziomie;
5 – sine qua non ambitnego czytelnika;
6 – arcydzieło ze wszech miar godne lektury;
7 – wielka literatura światowa; kanon poznawczy Galaktyki Gutenberga…
Po lewej zaś stronie osi trzy pozycje oznaczone liczbami ujemnymi
-1 – żal każdego zerżniętego na papier drzewa!
-2 – niewysłowiony żal każdego zerżniętego na papier drzewa!
-3 – nieutulony i niewysłowiony żal każdego zerżniętego na papier drzewa!
Autor niniejszego przysięga, że dołoży wszelkich starań, aby praktyczne zastosowanie tej klasyfikacji było wolne od podejrzeń o koniunkturalizm, nepotyzm, korupcję, kupczenie i symonię, schlebianie gustom powszechniejszym i prostackim, knowania i zmowy kartelowe, uleganie supozycjom, aluzjom, ton’kim namiokom, szantażom i wdziękom pozaliterackim. Żadnych też tzw. patronatów medialnych (cokolwiek miałoby to oznaczać…) nie będzie. Innymi słowy: nie ma mowy o jakichkolwiek układach z autorami, ich agentami, wydawcami i i dystrybutorami. Jedyny układ godzien zainteresowania (i który autora niniejszego tekstu interesuje w tej chwili…) to Układ Słoneczny. Jedyna wina zaś, którą autor (po namyśle) może sobie przypisać, to zawsze wszak skażona pewną dozą subiektywizmu culpa in eligendo (czyli wina w wyborze) ksiąg do przeczytania. W tym względzie liczę na wyrozumiałość…
Ocena okładek:
Autor zastrzega, że nie ma żadnego wykształcenia plastycznego, ergo: nie dysponuje aparatem krytycznym i kwalifikacjami dostatecznymi, by fachowo oceniać produkcje skądinąd artystyczne, bądź za takowe chcące uchodzić. Niemniej moje czterdzieści lat redagowania gazet różnego gatunku to nie tylko ocena i naprawianie tekstów, to także akceptowanie lub dyskwalifikowanie różnych produktów graficznych – zdjęć, rysunków, kolaży, infografik i temuż podobnych… Doświadczenie w tym trybie nabyte pozwala mi (jak sądzę) dokonywać także użytkowej kwalifikacji książkowych okładek. Przeto wprowadzam sześć kategorii ocennych – od zera do pięciu o następującym ładunku:
0 – katastrofa artystyczna, poznawcza i każda inna…
1 – kicz denny i oszukańczy!
2 – na granicy kiczu, aczkolwiek marketingowo poprawna;
3 – przyzwoita tudzież komunikatywna
4 – okładka wymowna i doskonała;
5 – wizualne arcydzieło
Jeśli to nie wystarczy (w przypadku obu tabel…) autor zastrzega sobie prawo użycia epitetów o szczególnym, ekstremalnym zabarwieniu emocjonalnym.
Tomasz Sas
Brak komentarzy