Wenecja. Od Marco Polo do Casanovy
esej historyczny , historia , polecam / 20 listopada 2024

Paul Strathern  Wenecja. Od Marco Polo do Casanovy Przełożył Maciej Miłkowski Wydawnictwo Otwarte (Znak), Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Piętnaście wieków na wodzie… To był wczesny jesienny poranek, nieledwie jeszcze świt. W pejzażu miasta dominował jeden akcent: tuman gęstej mgły; nożem można było kroić… Wyciągniętą rękę jakoś było widać, za to dalej… Góra dziesięć – piętnaście metrów, ale niewyraźnie. Jedyna pociecha w tym, że kłęby mgielne trochę opalizowały, a kolor miały zielonkawozłotawy. To znak niezbity, że wyżej niebo było czyste, a słońce czekało cierpliwie na swój czas. Subtelna, ledwo dostrzegalna gra kolorów sprawiała jednak, że espresso doppio senza zucchero wypite dwoma łykami w dopiero co otwartym barku „na stojaka” (trzeba było chwilkę poczekać, aż antyczny aparat marki Pavoni się zagrzeje…) przy Riva del Vin smakowało jakoś bardziej krzepiąco. Można się było rozejrzeć, choć spowity mgłą prospekt Canal Grande nie przypominał widoczku z pocztówek. W zasięgu wzroku z kilku większych kryp wyładowywano jakieś skrzynki i zafoliowane palety na parapet rivy. A połowę szlaku wodnego zajmowali ruchliwi (skądinąd też cisi i dyskretni) śmieciarze, którzy na swą łódź ładowali setki czarnych, ciemnozielonych i żółtych plastikowych worów z krawędzi rivy. Widok codzienny; gdyby nie mgła, mógłby być nadzwyczaj fotogeniczny. I wtedy z…

Florencja. Od Dantego do Galileusza

Paul Strathern  Florencja. Od Dantego do Galileusza Przełożyli Anna Dzierzgowska i Sławomir Królak Wydawnictwo Hi:story (Wydawnictwo Otwarte), Kraków 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Genius loci… Nie ma drugiego takiego miasta na świecie, które możnaby z Florencją porównać, i które w wyniku takiego porównania dotrzymałoby na równi z Florencją choćby połowy użytych kryteriów komparatystycznych. Po prostu – to miasto nad miastami… A przecież u zarania dziejów nic takiej kariery nie wróżyło stosunkowo niewielkiej osadzie ludu Etrusków, chociaż lud to był niegłupi i robotny. Ale sąsiedni Rzymianie mieli więcej szczęścia niż rozumu… Dopiero Juliusz Cezar docenił urodę wzgórz nad płynącą z Apeninów bystrą rzeką Arno i na miejscu dogorywającej, zniszczonej w wojnach domowych mieściny ufundował kolonię dla weteranów swoich legionów. Emerytowani żołnierze z różnych krain rodzącego się Imperium okazali się trwałym i gospodarczo aktywnym, pożytecznym „czynnikiem miastotwórczym”. A gdy Zachodnie Imperium dobiegło kresu i całą Italię objęła smuta inwazji germańskich barbarzyńców, Florencja jakoś się uchowała w miarę bezpiecznie, absorbując i na własną korzyść obracając aktywność rozmaitych plemiennych hord najeźdźców. Gdy na progu drugiego tysiąclecia sytuacja polityczna w Italii zrobiła się w miarę stabilna (to znaczy skrystalizowały się i utrwaliły siły naprzemiennie oddziałujące na bieg spraw, osobliwie stronnictwa gibelinów i gwelfów), Florencja…