Ilona Gołębiewska Teatr pod Białym Latawcem Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, Warszawa 2018 Rekomendacja: -1/7 Ocena okładki: 2/5 Świat jest piękny, ludzie są dobrzy, dzieci kochane, zaś miłość oczywiście zwycięża… I każdego roku właśnie o tej porze… zaglądam do wylosowanego na chybił trafił romansu z obfitego przedświątecznego wysypu. Wyrobów książkopodobnych… Ograniczam się tylko do romansów, które są zaledwie jedną trzecią wysypiska, bo na pozostałe „książkopodobne” – czyli tzw. literaturę fantasy w trzecim gatunku (znaczy rąbaną razem z budą) i poradniki z cyklu „jak żyć?” – już sił nie starcza. Zdrowie mam tylko jedno, na dodatek ostatnimi czasy nieco nadwyrężone. Więc ze wszystkiego niech już będzie romans… Ilona Gołębiewska to przypadek. Losowy. Ale ciekawy – nie narzekam na ten los. Okazało się, że Ilona Gołębiewska to fabryka romansów. Mołodycia (rocznik 1987), a debiutowała na rynku wydawniczym sześć lat temu – tomem poezyj o ambitnym tytule „Traktat życia”. To dzięki niemu zapewne należy do Światowego Stowarzyszenia Poetów – organizacji nader mgławicowej, światu bliżej nieznanej (ale w biografijce autorki na lewym skrzydełku „Teatru pod Białym Latawcem” stoi jak byk, że do takowej należy…). Podejrzewam wszelako, że to jakaś hucpa, internetowa mistyfikacja, która śmierdzi z daleka przewałem na modłę nigeryjską… Ale mniejsza z tym…