Inne ochoty
biografistyka , wywiad-rzeka / 12 października 2017

Jerzy Pilch w rozmowach z Eweliną Pietrowiak Część 2. Inne ochoty Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Spod kapelusza w sensie ścisłym czyli lęki i pokusy luterskiego synka Druga część z Pilchem rozmowy-rzeki Eweliny Pietrowiak (w cywilu reżyserki scen polskich dramatycznych i muzycznych, niezbyt znanej, niezbyt popularnej; ale za to – w sensie istotnym dla tej rozmowy – jednej z kobiet Pilcha…). Druga – a właściwie taka, jakby pierwszej nie było. Albo wypadałoby co nieco z niej unieważnić. Istotna rolę bowiem w całej historii odegrał tak zwany międzyczas, czyli hipotetyczna konstrukcja temporalna, oznaczająca czas, jaki upłynął od jednego wydarzenia A do drugiego wydarzenia B, przy czym merytoryczny związek między oboma wydarzeniami może być ścisły, luźny bądź żaden; ważna jest tylko sekwencja – czyli, by zdarzenia następowały jedno po drugim… Ergo: ma je oddzielać czas jakiś, co do długości trwania niezdefinowany. To właśnie międzyczas. Wedle wyznawców logiki intertemporalnej sam czas w międzyczasie nie musi być jednostajny i upływać liniowo; może być rozciągliwy, zapętlony, potencjalnie zawracalny lub sam z siebie zawracający… Przy czym wedle reguł tej osobliwej logiki sam w sobie międzyczas nie jest istotny. To zaledwie rama; istotne dla logiki intertemporalnej jest bowiem to, co się w międzyczasie…

Ja. Z Lechem Wałęsą rozmawiają Andrzej Bober, Cezary Łazarewicz
biografistyka , wywiad-rzeka / 4 października 2017

Lech Wałęsa, Andrzej Bober, Cezary Łazarewicz Ja. Z Lechem Wałęsą rozmawiają Andrzej Bober, Cezary Łazarewicz Grupa Wydawnicza Foksal – Wydawnictwo WAB, Warszawa 2017 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Najsmutniejsza książka dekady W zasadzie nie ma się do czego przyczepić. Wszystko jest: złoty róg, czapka z piór, z chłopa król, świat u stóp, błota chlup… Jesień patriarchy z targaniem po szczękach, sztandar zwinięty, nogawki poszarpane przez stado wściekłych kundli, dom w rozsypce, legenda w remoncie, walka z cieniem. Żywot i dzieła „nieznanego mężczyzny z połowy XX wieku” w całej okazałości, przysposobione po raz kolejny (tym razem w technicznej postaci tzw. wywiadu-rzeki) przez kolejną formację autorów, którym wydawało się, że im akurat się uda… Tkwili w mylnym błędzie – jak mawiają w Wielkopolsce i na bliskim Pomorzu. Lech Wałęsa nigdy nie był bohaterem mojej bajki; od pierwszej chwili, gdy pojawił się na ekranach telewizorów z odpustowym gigadługopisem (też taki miałem: w środku był zwykły cieniutki wkład z plastikowej rurki, tylko trochę dłuższy…), wiedziałem, że to postać niestandardowa, ale (jak niemal wszyscy w Polsce…) nie podejrzewałem w najśmielszych rojeniach, iż z nim i wokół niego stanie się wszystko to, czego byliśmy uczestnikami,świadkami i w końcu sędziami. Gdy wyskoczył jak diabeł z pudełka, wąsaty…

Ja, pustelnik. Autobiografia
biografistyka / 18 sierpnia 2017

Piotr Pustelnik (wysłuchał Piotr Trybalski) Ja, pustelnik. Autobiografia Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Idzie, krocząc po górach, czyli zespół niespokojnego serca… Pięćdziesiąt lat wakacyjnego, urlopowego włóczęgostwa w Tatrach, ale bez żadnej ekstremalnej wspinaczki ze sprzętem lub bez – tylko po wypucowanych, wyfroterowanych szlakach – do niczego nie upoważnia. W szczególności zaś do komentowania czy nawet rekomendowania ksiąg starych wyrypiarzy, łojantów, poddanych wiadomej Korony – czy częściej niestety ksiąg o starych wyrypiarzach, łojantach, poddanych wiadomej Korony. O nich – bo sami ksiąg napisać nie zdążyli, lub ledwie je napoczęli. Matka Natura wezwała ich, by… pogrzebali się w szczelinie lodowej, odpadli w jakimś kuluarze, zamarzli pod śniegiem, zasnęli snem wiecznym w deficycie tlenu, rozpłynęli się w wichrze i kurniawie… To znaczy nie tak… Matka Natura wezwała ich do drogi, obiecując każdemu jego miraż – temu ekstremalne przeżycie, sukces, sławę, pieniądze, tamtemu mistyczne uniesienie, ekstazę, iluminację; innemu zaoferowała przeskoczenie samego siebie; jeszcze innemu – profesjonalne, dobrze płatne zajęcie do przyspieszonej emerytury, kolejnemu – tylko dotknięcie Boga… A że nie wyszło? Matka Natura jest usprawiedliwiona: to oni nie sprostali wezwaniu… Niespełna dwa miesiące temu rekomendowałem tutaj biografię Wandy Rutkiewicz – wybitnej himalaistki (w skali globalnej!) i kobiety, którą dosłownie pożarła…

Lem. Życie nie z tej ziemi
biografistyka / 11 sierpnia 2017

Wojciech Orliński Lem. Życie nie z tej ziemi Wydawnictwo Czarne Sp. z o.o., Wołowiec 2017 Wydawnictwo Agora SA, Warszawa 2017 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Summa lemologiae, czyli sepulka twoja mać… Do tej pory uważałem się za lemologa-amatora. Bez wyrafinowanej erudycji, na stosunkowo niskim stopniu kompetencji – ale jednak lemologa. Obudzony w nocy prawidłowo identyfikuję Pirxa, Tarantogę, Tichego, Trurla z Klapaucjuszem i parunastu innych bohatyrów. Bukoliczny pejzaż osobliwego Państwochodu Kurdlandii moim domem się stał niemalże… Wespół z redakcyjnym kolegą, który przyjaźnią mnie zaszczycał, świętej pamięci Jurkiem Panasewiczem – krytykiem teatralnym, dziennikarzem, szachistą, połówką gwoździa (tę zagadkę rozwiązać mogą dzisiaj najwyżej dwa tuziny ludzi na całym świecie…) i oczywiście także lemologiem (na wyższym niż mój stopniu wtajemniczenia) – lubiliśmy na rozgrzewkę przed czarną szychtą wieczorną w sekretariacie redakcji przerzucać się lemologicznymi zagadkami typu: jakim urządzeniem w ostatnich chwilach życia kierował Pirx? (proste: diglatorem na Tytanie). Albo: jakie nazwisko Terminus najczęściej wystukiwał morsem? (m-o-m-m-s-e-n)… Więc uważałem się za lemologa. Kiepskiego, ale jednak. Aż do rozpoczęcia lektury książki Orlińskiego. To prawdziwa, jedyna taka summa lemologiae, którą swą zawartością, precyzją i elegancją wywodu zwala z nóg. I pozbawia złudzeń: prawdziwym lemologiem nigdy nie byłem – i nie będę…Czytanie Orlińskiego, nabawiwszy mnie kompleksów (o rozległości…

Jan Karski. Jedno życie. Kompletna opowieść; tom II (1939 -1945). Inferno
biografistyka , esej historyczny / 4 sierpnia 2017

Waldemar Piasecki Jan Karski. Jedno życie. Kompletna opowieść; tom II (1939 -1945). Inferno Wydawnictwo Insignis, Kraków 2017 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/7 Trzeba być przyzwoitym zawsze, zwłaszcza wtedy, gdy nie warto… Taki komentarz wyrwał się bohaterowi tej biografii, gdy jej autor przyniósł mu egzemplarz książki innego sławnego autorytetu moralnego epoki najnowszej. „Zawsze”. Nie zaś: „warto”. Bo to nie jest kwestia wyboru ani oceny. Tylko niezbywalnej powinności człowieka honoru. Przyzwoitość, uczciwość nie są liczmanami w jakiejś wyimaginowanej alternatywie sytuacyjnej. Albo są zawsze, albo wcale. I to nie podlega pertraktacjom. Nawet z samym sobą przed lustrem przy porannym goleniu… Bohater tej biografii (i tu pozwolę sobie na wtręt osobisty) jest na krótkiej liście (raptem czteroosobowej…) ludzi, których skłonny jestem uważać za prawdziwe autorytety. Których wskazaniami intelektualnymi, ideowymi, politycznymi, etycznymi skłonny jestem kierować się w życiu. Bohatera tej biografii stosunkowo późno dołączyłem do swej prywatnej listy (dobrze – oto pozostałe nazwiska: Tadeusz Kotarbiński, Zygmunt Bauman, Jacek Kuroń…). Po pierwsze – bo długo niewiele o nim wiedziałem; po drugie – była to wiedza jednopłaszczyznowa: że kurier Państwa Podziemnego, że informował o zagładzie Żydów, że ma poczucie winy, iż misja ta okazała się w gruncie rzeczy nieskuteczna, bo jednak DOKONAŁO SIĘ… To aż nadto w…

Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci
biografistyka / 3 lipca 2017

Anna Kamińska Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Zejście ze szczytu w dolinę niebytu… Ponieważ góry SĄ, się na nie wchodzi i z nich potem schodzi. Nie zawsze schodzi i nie zawsze na własnych nogach. Góry bowiem nie tylko SĄ, one SĄ silniejsze od człowieka. I wcale nie muszą tej przewagi jakoś specjalnie akcentować ani demonstrować. Takie SĄ i już; urządzone przez Matkę Naturę – niewiastę z natury swej zimną, nieczułą na emocje, pragnienia, fobie i zapały gatunku ludzkiego. Nawet nie tolerancyjną – raczej doskonale obojętną na nasz los indywidualny i zbiorowy, choć przecież niezaprzeczalnie jesteśmy jej częścią – i to osobliwą, bo uzbrojoną w świadomość… Zapewne dlatego wiemy, (niektórzy boleśnie, bo z doświadczenia…) że wspomniana tu Matka Matura urządziła te góry PRZECIW nam. Zapewne niechcący (jest przecież doskonale obojętna na naszą egzystencję i los) – ale przeciw. Życie w górach (a czasem nawet tylko obok gór…) wymaga bowiem wysiłku, przygotowania i nakładów większych niż egzystencja „na płaskim”… Pomyślcie choćby o wydatku energetycznym, który pochłania samo tylko chodzenie pod górkę, zwłaszcza w ekstremalnej formule wspinaczki w pionie. A poza tym powyżej jakichś siedmiu, siedmiu i pół tysiąca metrów przestają działać…

Jerzy Dziewulski o polskiej policji
biografistyka , sensacja / 20 kwietnia 2017

Krzysztof Pyzia (wywiadowca)  Jerzy Dziewulski o polskiej policji Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2017 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 3/5 – 07, zgłoś się na Tempelhof! – Nie chcę, ale muszę… Legenda. Żywa. Tylko dlatego, że święcie wierzy, iż gliniarza dzieli od śmierci to, co potrafi. Więc on potrafi sporo, bo chce, by dzieliło go jak najwięcej, choć parę razy okazało się, że i tak warstwa ochronna nagle robiła się cieniutka. Celnie, odpowiednio blisko wystrzelony pocisk okazalszego kalibru ma moc obalania wszelkiej teorii, a i ze sporą częścią praktyki radzi sobie niezgorzej. Ale lepiej umieć, niż nie umieć. No i może nie zginą inni… Więc Dziewulski umie. Co umie? Strzec. Bronić. Ścigać. Czynnie zniechęcać do łamania prawa. Delikatny albo spory wpierdol spuścić – zależnie od zapotrzebowania. Negocjować. Pilnować. Politykę robić. Wszyscy w kraju wiedzą, kto zacz. Pokolenie starsze, średnie, może nawet lekkopółśrednie – to już na pewno. Trzech tylko gliniarzy w peerelu i później, na początku trzeciej rzeczypospolitej, było równie sławnych: porucznik Borewicz, kapitan Żbik i major Downar. Rzecz w tym, że to fikcyjni gliniarze – z literatury albo z telewizji. On jeden prawdziwy. Do tego stopnia, że gdyby ktoś, stanąwszy mu na drodze, zechciał sprawdzić, co on naprawdę umie –…

Berthe Morisot. Tajemnica kobiety w czerni
biografistyka / 9 kwietnia 2017

Dominique Bona  Berthe Morisot. Tajemnica kobiety w czerni Przekład: Maria Żurowska Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2017 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Czy talent ma płeć? Pytanie to, w tytule postawione tak śmiało, do końca XIX wieku (a może i o parę dekad dłużej…) jedną słuszną odpowiedź miało… Tak, talent, osobliwie talent tworzenia dzieł sztuk wyzwolonych (pędzla, piórka, rylca, dłuta…), architektury, literatury, muzyki (wyjąwszy taniec, śpiew solowy i odtwórcze w gruncie rzeczy, choćby nie wiem jak wirtuozerskie granie na instrumentach…) – był płci męskiej. Tak się złożyło – nie wiedzieć czemu. To znaczy wiedzieć: z powodów religijnych, ekonomicznych, społecznych, ideowych i wszelkich innych (nawet naukowych – oczywiście wedle ówczesnego stanu wiedzy lub „wiedzy”!) panował patriarchat – ergo: żadne inne konkurencyjne „agregaty” ładu kulturowego, cywilizacyjnego, politycznego i gospodarczego istnieć równolegle ani równorzędnie nie mogły. Świat urządzili i światem rządzili mężczyźni, kobietom wyznaczając role poślednie, wśród których role niepoślednie grały: rodzenie potomstwa, dostarczanie przyjemności, ciężka robota w gospodarstwie domowym, rynkowe dostawy piękna i łagodności (odpoczynek wojownika; na ogół wcale nie za uczciwą cenę…). Matka Natura oczywiście nie przyjmowała do wiadomości, jakimi mechanizmami rządzi się cywilizacja i talenty rozdzielała równo między płcie obie, za nic sobie mając rytuały, przesądy i dogmaty. W rezultacie…

Sztuka zwycięstwa
biografistyka , memuary / 7 stycznia 2017

Phil Knight Sztuka zwycięstwa Przełożył: Maciej Szymański Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2016 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 3/7 Do utraty tchu… Supermaraton Jak-To-Się-Robi Gdy któryś tam z licznych gatunków homo zlazł wreszcie z drzewa, bo zobaczył, jak wiele możliwości życia i wyżycia daje mu trawiasta sawanna, Matka Natura użyła wszystkich sił i narzędzi ewolucji, by ów homo stał się erectusem (człowiekiem wyprostowanym), a jego dolne odnóża, służące do przemieszczania się, stały się zarazem jego własną najgroźniejszą bronią, atrybutem przystosowawczego sukcesu. Matka Natura nie dała erectusowi kłów ani pazurów, zabrała okrywę z owłosienia (wyjąwszy łeb i kilka innych, drugorzędnych z punktu widzenia tej historii okolic korpusu…). W zamian ukształtowała mu nogi, zakończone sprawnymi, wielofunkcyjnymi stopami, nogi o długich mięśniach, zdolnych nie tylko do szybkiego, ale przede wszystkim wytrwałego, długodystansowego biegu. Erectus bowiem zdobywał pożywienie gnając tak szybko i długo, by zbliżyć się do celu na odległość pozwalającą skutecznie (znaczy: zabójczo) miotnąć kamorem, zakrzywionym kijaszkiem czy zaostrzoną gałęzią. Albo zgoła zamęczyć, zabiegać ofiarę do zdechu i skręcić jej kark… Na tymczasowym (kto wie, co będzie dalej?) końcu procesu ewolucji, już współcześnie, przystosowanie do biegania nie jest niezbędnym warunkiem zdobywania żarcia – jest (jak to zwykle bywa na manowcach ewolucji) elementem zabawy, pozostałością, atawizmem……

Marek Trela. Moje konie, moje życie
biografistyka / 12 grudnia 2016

Ewa Bagłaj Marek Trela. Moje konie, moje życie Instytut Wydawniczy ERICA, Warszawa 2016 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 4/5 Dobra zmiana niech sobie idzie precz – piechotą… Matka Natura to szczodra pani; obdarowała nas wieloma przepięknymi zjawiskami występującymi w okolicznościach przyrody… Ale nie wykoncypowała nic piękniejszego nad araba (angloarab też może być…), galopującego w ostrym, jeszcze niskim o świcie słońcu, przez łąkę skrzącą się milionami kropelek rosy. Widziałem to tylko parę razy w życiu (w stadninach w Michałowie i w Walewicach u wspaniałego koniarza i przyjaciela Michała Maciejewskiego…). Tego obrazu z pamięci nic nie wyprze. Żadna tam fregata pod pełnymi żaglami, żadna kobieta – nawet gdyby nazywała się Aishwarya Rai, Monica Bellucci, Charlize Theron, Naomi Campbell, Jennifer Lopez, Karolina Gruszka, Elżbieta Starostecka czy Aleksandra Zawieruszanka… Koń w Polsce to sprawa osobna. Należy niewątpliwie do żelaznego trzonu imponderabiliów narodowych, symboli wspólnoty, obiektów czci, składników legendy, honorowego wyposażenia polskiej duszy, monumentalnych filarów samego jestestwa plemiennej tożsamości… Wszyscyśmy są ułani księcja Józefa albo husarya Chodkiewicza, Czarnieckiego, Jabłonowskiego, Sobieskiego… Kozietulski, książę Józef, Belina-Prażmowski, Grzmot-Skotnicki, Wieniawa-Długoszowski. Dobrzański, Anders (na białym – pardon, siwym – ma się rozumieć, koniu…), Leliwa-Roycewicz, Kowalczyk – za każdym z tych nazwisk idzie sława, kojarząca się natychmiast i jednoznacznie z końskim grzbietem,…

Pilch w sensie ścisłym. Pierwsza biografia
biografistyka / 27 października 2016

Katarzyna Kubisiowska Pilch w sensie ścisłym. Pierwsza biografia Wydawnictwo Znak, Kraków 2016 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Podobno to miało być krojenie na żywca… Biografowanie podmiotów żyjących jest zajęciem obarczonym wielorakim ryzykiem – od tak trywialnego począwszy, jak wieczysta obraza z wyklinaniem do trzeciego pokolenia wpieriod i nazad, co tenże podmiot łacno może biografującemu uczynić (i jakże często rzeczywiście czyni!). Z powodu albo i bez… Obrażalstwo żywych podmiotów jest wielkie, nadęte i wredne. Reaguje z całą mocą na delikatny nawet dotyk. Eksploduje wybuchem – jakby z trzewi najgłębszych swoją syntezę biorącym… Ale to i tak nic w porównaniu z obrażalstwem spadkobierców; ci to dopiero potrafią zademonstrować, co może w warunkach krajowych, tubylczych (ale nie tylko!) znaczyć obraza – a są nawet tacy, co nie tylko uwielbiają sądowe ekscesy, są tacy, którzy posuwają się do fizycznej przemocy na bezbronnej spuściźnie (materialnej: listy, pamiętniki, zdjęcia, dokumentacja mechaniczna, rękopisma…). Więc obrażalstwo żywych podmiotów biografowania (pozwalam sobie tym neologizmem zdefiniować całość procesu…) nie jest zapewne najbardziej upierdliwym ryzykiem. Ryzykiem groźnym, acz przez publiczność być może niedocenianym, jest deal. Układ znaczy… Często zależny od stopnia zażyłości podmiotu z biografem. W skrócie wygląda to tak: ja ci podrzucę smakowite świeże kawałki mięska (które narrację ubarwią, a…

Dom Rotschildów. Prorocy finansów 1798 – 1848. Tom I
biografistyka , historia / 5 maja 2016

Niall Ferguson Dom Rotschildów. Prorocy finansów 1798 – 1848. Tom I Przekład: Katarzyna Bażyńska-Chojnacka, Piotr Chojnacki Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016 rekomendacja: 5/7 ocena okładki: 3/5 Złoto toczy się w krąg, z rąk do rąk… Ten wers z operetkowego („Baron cygański” Johanna Straussa syna) kupletu niejakiego Sandora Barinkaya, onegoż barona, podobno nad wyraz trafnie oddaje zasadniczy mechanizm gospodarki kapitalistycznej (i nie tylko: niektórych innych epok chyba też…). To znaczy tak jest w popularnym polskim tłumaczeniu libretta Ignacego Schnitzera, w oryginale niemieckim chodzi o coś innego… Owszem – złoto (symboliczne upostaciowienie pieniądza wszelkiej maści) krąży sobie tędy i owędy, na sposób lekko chaotyczny i uśredniony, wyjąwszy jednak miejsca, okazje i czas, gdy ma zwyczaj (i powód) gromadzić się intensywnie i ponadprzeciętnie (by nie rzec – w nadmiarze, bo w nadmiarze nigdy go nie ma!). Jedna z takich okoliczności, o konsekwencjach globalnych niemalże, ma swój prapoczątek w drugiej połowie XVIII stulecia na Judengasse, ulicy-osi żydowskiego getta we Frankfurcie (tym nad Menem), w domu „Pod Czerwoną Tarczą” (Zum roten Schild), gdzie mieszkała rodzina drobnych kupców, używających naturalnie (a dlaczegóżby nie?) nazwiska Rotschild, a z nich pierwszy bardziej znany był Mayer Amschel (1744 – 1812) – handlarz antykwarycznymi monetami, który później wszedł na rynek jako…